Demokratyczne prawybory w USA wkroczyły w decydującą fazę. Mimo początkowych problemów, były wiceprezydent Joe Biden wyrósł na zdecydowanego faworyta, by otrzymać nominację.
Jeszcze niedawno wydawało się, że Biden może mieć spore problemy z utrzymaniem tempa wyścigu. W pierwszych stanach nie szło mu zbyt dobrze, a wielu komentatorów spisywało go na straty i wydawało się, że zdeklarowany socjalista Bernie Sanders będzie miał szansę stanąć w szranki z urzędującym prezydentem Donaldem Trumpem. Wszystko zmieniło się jednak 3 marca, czyli tak zwany "superwtorek", kiedy to prawybory odbyły się w 14 stanach. Od tego czasu Biden umacnia się na prowadzeniu.
Superwtorek był wielkim sukcesem Joe Bidena. Wygrał nawet w Stanach, gdzie było przewidywane, że nie ma większych szans, na przykład w Teksasie. Bernie Sanders natomiast zdecydowanie spisał się poniżej oczekiwań - w superwtorek wygrał jedynie w czterej stanach, m. in. w macierzystym Vermont.
Biden sporo zyskał dzięki poparciu swoich byłych rywali, którzy wycofali się z wyścigu. Pete Buttigieg, który na początku prawyborów osiągał wielką popularność i niezłe rezultaty, niedawno zrezygnował z wyścigu, co znacząco wzmocniło byłego wiceprezydenta. Bidena wsparła także senatorka z Minnesoty Amy Klobuchar i kongresmen z Teksasu Beto O'Rourke(także notujący dobre rezultaty na początku prawyborów). Ostatnio swoje poparcie przekazali również Kamala Harris i Cory Booker, co oznacza, że właściwie każdy, kto na jakimś etapie coś znaczył w tej kampanii, poparł już Joe Bidena.
Widać więc, że podobnie jak w 2016 roku, gdy kandydaci i demokratyczni establishment z partii wydelegowali mniej kontrowersyjnego kandydata do walki z Donaldem Trumpem, tak teraz prawdopodobnie stanie się to samo. Demokratyczne centrum zmobilizowało się i wsparło bezpieczną opcję, czyli Bidena. Co ciekawe, widać, że akurat urzędującemu prezydentowi bardzo na rękę byłaby walka z Berniem Sandersem, którego łatwiej atakować ze względu na jego wyraziste poglądy niż Bidena, który jest zdecydowanie bardziej umiarkowany i ,,przyjazny" dla centrowego wyborcy.
Sytuacja nie wygląda więc zbyt dobrze dla Berniego Sandersa, któremu łatka socjalisty zdecydowanie nie sprzyja w walce.
Sandersa, który jeszcze przed superwtorkiem naprawdę mógł poważnie myśleć o zwycięstwie i nominacji. Teraz jednak jego sytuacja znacznie się skomplikowała. Mimo że ostatni tydzień w mediach spędził w defensywie, odpierając zarzuty, jakoby sprawa nominacji została rozstrzygnięta, przed senatorem z Vermont jest bardzo trudne zadanie.
Sytuację Sandersa pogorszył tzw. ,,superwtorek numer 2". Zagłosowało sześć stanów - Idaho, Michigan, Missisipi, Missouri, Dakota Północna i Waszyngton.
Biden znów okazał się zwycięzcą. Wygrane w Missouri, Mississipi, a przede wszystkim w Michigan, gdzie Sanders w 2016 roku zanotował szokujące zwycięstwo nad Hillary Clinton. Sanders wygrał jedynie w Północej Dakocie.
Jeśli poprzedni superwtorek sprawił, że Biden wysunął się w wyścigu na prowadzenie, to ten obecny pokazał, że tylko katastrofa sprawiłaby, by były wiceprezydent nie otrzymał nominacji. Biden potrafił wokół siebie zbudować koalicję nie tylko demokratycznego establishmentu, ale także wyborców czarnoskórych, podmiejskich i klas robotniczych, co rokuje dla niego dobrze nie tylko teraz, ale także na listopadową batalię z Donaldem Trumpem.
Wszystko wskazuje na to, że możemy powoli przygotowywać się na pojedynek Joe Biden kontra Donald Trump. Starcie wagi ciężkiej.