Obóz Trumpa
Na początku miesiąca Donald Trump ogłosił, że jego partnerem w wyborach będzie Mike Pence. Pence, obecnie gubernator stanu Indiana, w kwestii charakteru jest całkowitym przeciwieństwem Trumpa - sam uczynił nawet do tego aluzję, mówiąc o swojej nominacji na wiceprezydenta: "[Trump] jest znany z silnej osobowości, kwiecistego stylu i dużej charyzmy. Zdaje mi się więc, że chciał zrównoważyć nieco listę kandydatów".
Mimo mało wyrazistego charakteru Pence może przydać się w kampanii Trumpa, ma bowiem niezachwiane, konserwatywne poglądy zarówno w kwestiach społecznych, jak i finansowych. Trump był niejednokrotnie krytykowany przez przeciwników za dość liberalne opinie na temat aborcji i służby zdrowia, które głosił pod koniec lat 90. Pence, jako zawzięty konserwatysta i zwolennik skrajnie prawicowej Partii Herbaty (TEA Party), może uwiarygodnić konserwatywny wizerunek Trumpa. Przed ogłoszeniem decyzji Trumpa pojawiły się też plotki, że jego syn, Donald Trump Jr., zadzwonił do wcześniejszego kandydata Johna Kasicha i zaproponował mu nominację na wiceprezydenta. Według doniesień Trump Jr. próbował przekonać Kasicha, twierdząc, że to dla niego szansa na zostanie "najpotężniejszym wiceprezydentem w historii" dzięki zwierzchnictwu nad "zarówno polityką wewnętrzną, jak i zewnętrzną". Obóz Trumpa stanowczo zaprzecza, że taka propozycja padła. Donald Trump Jr. w wywiadzie dla CNN stwierdził: "Wiecie, jaki jestem. Naprawdę sądzicie, że powiedziałbym: >>[John Kasich] będzie odpowiedzialny za politykę zewnętrzną i wewnętrzną, a [Donald Trump] uczyni Amerykę znów wielką
Narodowa Konwencja Republikanów
W zeszłym tygodniu w Cleveland w stanie Ohio odbyła się Narodowa Konwencja Republikanów. Każde wystąpienie z osobna było przerażające, lecz najbardziej zatrważające były obecne we wszystkich przemówieniach próby dzielenia i straszenia narodu oraz jawny rasizm i ksenofobia. Każda wypowiedź potęgowała wizerunek Ameryki, w której panuje zupełny chaos i bezprawie, szaleje przestępczość, a dosłownie każdy obywatel o innym kolorze skóry niż biały jest podejrzewany o terroryzm. W dodatku większość twierdzeń nie była oparta na faktach, lecz, jak zauważył komik John Oliver, na uczuciach. Trump i członkowie jego sztabu podkreślali w kółko, że Amerykanie "nie czują się bezpieczni" i próbowali przekonywać, że przestępczość wzrasta. W rzeczywistości w Stanach jest bezpieczniej niż kiedykolwiek - wskaźnik przestępczości jest obecnie najniższy w historii, zaś w ciągu ostatnich 25 lat stale spadał. Są co prawda rejony, w których wzrósł, lecz są one niewielkie i nie odzwierciedlają sytuacji w całym kraju.
Narodowa Konwencja Republikanów w poprzednich latach była okazją do objaśnienia i rozszerzenia programu partii. W tym roku głównym celem było podsycanie irracjonalnych obaw tych obywateli, którzy równość rasową, klasową i płciową uważają za zagrożenie dla własnej siły i przywilejów. Najbardziej oczywistym elementem strategii wykorzystywania strachu jest zjednoczenie przeciwko Hillary Clinton - na konwencji niewiele dyskutowano o faktycznych zmianach w polityce partii, za to w każdym wystąpieniu oczerniano kandydatkę Demokratów. Zwolennicy Trumpa skandowali: "Zamknąć ją!" i przedstawiali Clinton jako niekompetentną kryminalistkę, której celem jest zniszczenie narodu. Partia Republikańska nie opiera kampanii na programie działania, lecz na nienawiści do Clinton.
Podczas Narodowej Konwencji Republikanów miało miejsce kilka innych ciekawych wydarzeń: Melania Trump splagiatowała fragmenty przemówienia Michelle Obamy wygłoszonego na konwencji Demokratów, Ted Cruz odmówił udzielenia poparcia Donaldowi Trumpowi i nawoływał Republikanów do "głosowania zgodnie z sumieniem", a sam Trump podkreślił swoją pozycję, wygłaszając aż cztery przemówienia zamiast tradycyjnego jednego na zakończenie.
Obóz Clinton
Clinton uzyskała oficjalne poparcie ze strony senatora Berniego Sandersa, który niejednokrotnie przekonywał wyborców, że priorytetem jest pokonanie Trumpa. Rozwścieczyło to część jego zwolenników, którzy twierdzą, że Clinton to równie zły lub wręcz jeszcze gorszy wybór niż Trump. Niektórzy z nich postanowili głosować na kandydatkę Partii Zielonych Jill Stein albo właśnie na Trumpa.
Clinton nominowała również kandydata na wiceprezydenta - Tima Kaine'a, senatora ze stanu Wirginia. Reakcje są różne - jedni twierdzą, że ma on zbyt umiarkowane poglądy, inni, że Clinton oszukała wyborców, proponując wcześniej kilku Latynosów (m.in. Toma Pereza czy Juliana Castro), a ostatecznie decydując się na Kaine'a, a jeszcze inni, że za bardzo przypomina on samą Clinton i nie wniesie nic nowego. Według niektórych Kaine to jednak idealny wybór - biegle mówi po hiszpańsku, jest gorliwym katolikiem i nie obstaje uparcie przy mało postępowych poglądach. Jego przemówienie po przyjęciu nominacji wypadło wyjątkowo dobrze, co przekonało część zwolenników Clinton, którzy wcześniej sceptycznie przyjęli jej decyzję.
Wśród Demokratów wystąpiły wewnętrzne konflikty po tym, jak WikiLeaks opublikowało dziesiątki tysięcy maili, z których wynika, że Krajowy Komitet Partii Demokratycznej, który powinien pozostać bezstronny w stosunku do wszystkich kandydatów partii, otwarcie naśmiewał się z Sandersa i zastanawiał się nad sabotażem jego kampanii. W jednej z wiadomości sugerowano, żeby wykorzystać jego poglądy religijne przeciwko niemu: "Może to nic nie zmieni, ale dobrze by było [dla Kentucky i Wirginii Zachodniej], gdyby ktoś spytał [Sandersa] o religię. Czy on wierzy w Boga? Zawsze mówił tylko, że ma żydowskie korzenie. Jak dla mnie wychodzi na to, że to ateista. To mogłoby kosztować go sporo punktów wśród moich znajomych. Dla członków Południowej Konwencji Baptystów jest ogromna różnica między Żydem a ateistą". Nie jest jasne, czy faktycznie ktoś wpłynął na kampanię Sandersa, ale maile potwierdzają opinię jego zwolenników powtarzaną przez cały okres jej trwania - Krajowy Komitet Partii Demokratycznej faworyzował Clinton. Sam Sanders oświadczył, że nie uważa, aby Komitet przyczynił się do jego porażki w wyścigu o nominację, zaapelował jednak do przewodniczącej Debbie Wasserman Schultz o ustąpienie z funkcji. Ogłosiła ona, że zrezygnuje ze stanowiska po zakończeniu konwencji Demokratów.