Domowa izolacja i ograniczenia w podróżach sprawiły, że hotele opustoszały. Aby móc ponownie przyjmować gości, będą musiały zajść spore zmiany.

Pandemia COVID-19 położyła kres mobilności społeczeństw. Wstrzymano ruch lotniczy, ograniczono ruch pociągów i autobusów, w wielu krajach zamknięto granice, a osoby przybywające z innego kraju muszą przejść kwarantannę. Mniejsza ilość podróży oznacza spadek popytu na noclegi, co dotkliwie odczuły hotele.

Międzynarodowa sieć hotelarska Hilton (HLT  ) w pierwszym kwartale 2020 r. odnotowała spadek przychodu w przeliczeniu na dostępny pokój o 23% w porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku. Jak wskazuje jednak zarząd spółki, dane te nie obrazują dobrze wpływu koronawirusa, ponieważ przez pierwsze dwa miesiące był on niemal nieodczuwalny dla grupy. W marcu przychód na pokój spadł o 57%, a w kwietniu o ok. 90%, poinformował podczas publikacji wyników za pierwszy kwartał CEO Hilton, Christopher Nassetta. Na początku maja sieć całkowicie zamknęła 950 obiektów tj. 16% wszystkich wchodzących w jej skład hoteli: 10% w Ameryce, 60% w Europie i Bliskim Wschodzie oraz 15% w regionie Azji i Pacyfiku.

Z podobnymi spadkami spotkała się inna amerykańska sieć: Hyatt (H  ). W pierwszym kwartale średni przychód z jednego pokoju spadł o 28,1%, przy czym w USA spadek ten był nieco niższy - 24,5%. Tylko w marcu wskaźnik ten obniżył się o 64, a w kwietniu o 96%. Na koniec kwietnia działalność wstrzymano w 35% hoteli zarządzanych przez Hyatt. Z kolei brytyjska Intercontinental Hotel Group (IHG  ) od stycznia do marca zanotowała spadek przychodu jednostkowego o 25%, przy czym tylko w marcu spadek ten wyniósł 55%. Spodziewany spadek w kwietniu to ok. 80%, a udział zamkniętych obiektów to 15%. Nieco niższy spadek odnotował natomiast Marriott (MAR  ), gdzie przychód w przeliczeniu na dostępny pokój spadł o 22,5% - o 19,5% w Ameryce Północnej i 30,4% poza Ameryką Północną.

Niskie obłożenie hoteli miało swoje przełożenie na ich wyniki finansowe w pierwszym kwartale. Hilton osiągnął wynik netto równy 18 mln USD (-89% r/r), Marriott 114 mln USD (-78%), a Hyatt stratę na wyniku netto wynoszącą 103 mln USD, podczas gdy rok wcześniej udało mu się wygenerować 63 mln USD zysku. Te pogarszające się wyniki to jednak dopiero preludium do znacznie gorszych wyników, jakich należy się spodziewać w drugim kwartale. Jednocześnie ostry spadek przychodów rodzi pytanie o płynność finansową tych spółek, która jest kluczowa dla przetrwania kryzysu. Hilton na koniec marca posiadał 3,8 mld USD gotówki i ekwiwalentów, Hyatt - 1,2 mld USD, IHG - 1,2 mld USD, a Marriott - 3,9 mld USD. Wszystkie te spółki wskazują, że w chwili obecnej nie dostrzegają zagrożenia w postaci utraty płynności.

Pozytywne sygnały docierają natomiast z Chin, gdzie w miarę znoszenia ograniczeń związanych sytuacją epidemiologiczną, goście zaczynają wracać do hoteli. Na początku maja wszystkie 150 hoteli sieci Hilton w Chinach było otwarte notując w długi weekend majowy obłożenie na poziomie 50%, podczas gdy w lutym było to 9%. Podobne obserwacje ma zarząd Hyatt, gdzie średnie obłożenie chińskich hoteli w kwietniu wzrosło do 25%, a w majówkę cześć z nich była zarezerwowana w 100%.

Powrót do stanu sprzed pandemii, kiedy średnioroczne obłożenie hoteli należących do międzynarodowych sieci było na poziomie ponad 70% może potrwać nawet kilka lat. Hilton na początku maja obserwował dwucyfrowy wzrost rezerwacji online, jednakże trudno przewidzieć, jak na nową sytuację zareagują klienci. W ocenie prezesa Hiltona, w pierwszej kolejności wróci ruch turystyczny, następnie goście biznesowi, a na sam koniec ruch związany z różnego rodzaju wydarzeniami, konferencjami itp. Potwierdzają to dane o rezerwacjach. Na początku maja w stanach, które poluzowały ograniczenia, w weekendy zaobserwowano wzrost rezerwacji dokonywanych przez turystów. Jednocześnie prezes Hiltona uważa, że hotele są w znacznie lepszej sytuacji niż linie lotnicze, ponieważ wiele osób, które chce podróżować, zdecyduje się na bliższe podróże niewymagające podróży samolotem jednocześnie korzystając z usług hotelarskich. Zarazem zaznaczył on, że liczy na jak najszybszy powrót linii lotniczych do pełnego latania, ponieważ bez nich w hotelach nie będzie możliwy pełny powrót do sytuacji sprzed pandemii. Na efekt ten wskazuje także zarząd IHG. Jak przekonuje, jego biznes w USA jest skupiony na rynkach poza wielkimi aglomeracjami, które są w mniejszym stopniu uzależnione od gości z zagranicy, co czyni je odporniejszymi na bieżący kryzys.

Dane firmy STR wskazują, że rynek hotelarski w USA osiągnął najniższy poziom obłożenia w połowie kwietnia. W tygodniu 5-11 kwietnia średni poziom obłożenia amerykańskich hoteli wynosił 21% i od tamtej pory powoli wzrasta. W tygodniu 5-11 maja było to już 31%, 56 punktów procentowych mniej niż przed rokiem. Jak podaje firma doradcza HotStats, amerykańskie hotele osiągają rentowność przy obłożeniu na poziomie ok. 37,3%, przy czy mocno różni się on w zależności od typu obiektu.

Wprowadzane w wielu krajach zasady tzw. Nowej normalności sprawiają, że wizyta w hotelu nie będzie już taka jak wcześniej. Jako przykład może posłużyć program Vacation Ready wprowadzony przez Wyndham Destinations (WYND  ) posiadający 230 obiektów wypoczynkowych w USA. Zmiany obejmują m.in. zameldowanie w hotelu, które może być dokonane online, dzięki czemu goście udają się bezpośrednio do pokoju. Marriott w 3200 ze swoich hoteli umożliwi gościom otwieranie drzwi do pokoju za pomocą telefonu, dzięki czemu nie będzie konieczności dotykania klucza lub karty. Wewnątrz obiektów dojdzie do przemeblowania, tak aby zwiększyć dystans między gośćmi. Największe zmiany odczują osoby decydujące się nocleg w hotelu wyższej klasy. Być może nie będą oni mieli okazji skorzystać z rozbudowanych bufetów śniadaniowych, minibarów. Wątpliwy jest także powrót luksusowych udogodnień jak np. spa, basen czy siłownia oraz usługi boya i kamerdynera. Zwiększony nacisk zostanie położony na czyszczenie i dezynfekcję pokoi. Hilton i Marriott zdecydowały się na korzystanie z elektrostatycznych płynów dezynfekujących. Wybrane hotele jak np. Four Seasons w Nowym Jorku i Venetian w Las Vegas zdecydowały się na wprowadzenie pomiaru temperatury przy wejściu do budynku.

Rozważane są także zmiany organizacyjne w funkcjonowaniu hoteli w celu minimalizacji wzajemnego kontaktu gości. Dotychczas były ściśle określone pory zameldowania i wymeldowania generujące spory ruch przy recepcji i w korytarzach. Jednocześnie gdy jeden gość opuszcza rano pokój, kilka godzin później wprowadza się do niego ktoś inny. "Czy okres pomiędzy wizytą dwóch gości zostanie wydłużony powiedzmy do 24 godzin?" zastanawia się Rudy Tauscher, menedżer nowojorskiego Four Seasons.