W swoim artykule na temat sporu Trumpa z Amazonem wspomniałem, iż na jego temat pisaliśmy już wiele i zapewne wiele jeszcze będziemy pisać. Nie myliłem się - dziś ciąg dalszy artykułów, w których główną rolę odgrywać będzie postać Donalda Trumpa. Tym razem przedmiotem naszych rozważań będą stosunki na linii nowy prezydent - System Rezerwy Federalnej.
O tym, że relacje nie były czy też nie są najlepsze, wiadomo było już podczas wyborów - Trump krytykował wówczas Janet Yellen (Przewodnicząca Rady Gubernatorów FEDu), która rzekomo prowadziła politykę Banku Centralnego w taki sposób, aby wspierać Partię Demokratyczną będącą konkurentem Partii Republikańskiej. Z kolei sama Janet Yellen w grudniu ubiegłego roku mówiła, iż nie jest pewna, jak działania pana Trumpa odbiją się na gospodarce kraju. Oczywiście chodzi tutaj o wpływ długoterminowy. Z artykułu przygotowanego przez Fortune można wywnioskować fakt, iż w krótkim czasie polityka prowadzona przez Trumpa może spowodować wzrost gospodarczy (co zgadzałoby się choćby z obecnymi notowaniami indeksu Dow Jones). W długim okresie jednak Stany Zjednoczone mogą mieć problemy w sferach takich jak spadek produkcji, czy zbyt duże zadłużenie.
Zostawmy na chwilę ekonomię, trzeba bowiem powiedzieć, iż Trump jako prezydent decyduje o składzie Rady Gubernatorów, a także wybiera przewodniczącego oraz wiceprzewodniczącego tegoż organu. Senat oczywiście może te kandydatury zawetować jednak tak się składa, że podczas swojej kampanii Donald Trump zapowiedział, że Yellen najprawdopodobniej nie będzie przez niego nominowana na przedłużenie sprawowanej przez nią funkcji. Doniesienia na ten temat są jednak różne - część ze źródeł mówi, że obecna przewodnicząca sama chce opuścić piastowane przez siebie stanowisko wraz z upływem pierwszej kadencji. W ślad za nią ma pójść również Stanley Fischer - wiceprezes FED. Dodatkowo administracja Obamy zostawiła dwa wolne wakaty, które powiększą się o jeszcze jeden w bieżącym roku, jako, że jeden z członków ma przejść na emeryturę. Kto zostanie obsadzony na aż pięciu wolnych miejscach? Na razie nie wiadomo.
Wróćmy jednak do spraw związanych z amerykańską gospodarką. W swoich przedwyborczych wypowiedziach obecny już prezydent USA mówił, że stopy procentowe zostaną podniesione zaraz po ustąpieniu prezydenckiego fotelu przez Baracka Obamę niezależnie od tego, kto na nim zasiądzie. Z informacji The Washington Post wynika, że stopy procentowe zostaną podniesione w czerwcu oraz grudniu, co oznaczałoby, że Trump nie miał racji. Jak pamiętamy przez ostatnie lata stopy procentowe znajdywały się na rekordowo niskim poziomie, od niedawna są stopniowo podnoszone. Polityka FEDu może jednak zostać zweryfikowana o obecne i przyszłe działania obecnego prezydenta, który zapowiadał także obniżenie podatków i znaczny wzrost gospodarczy. Jean-Michel Six - główny ekonomista na region EMEA S&P Global Ratings uważa, że taka postawa może doprowadzić do przegrzania amerykańskiej gospodarki. Dotychczasowa polityka Banku Centralnego może okazać się zbyt łagodna w stosunku do potencjalnego przegrzania gospodarki, które niesie za sobą m.in. znaczny wzrost inflacji, a jak wiemy podwyższanie stóp procentowych służy hamowaniu ogólnego wzrostu poziomu cen. Na rozwój sytuacji musimy poczekać. Sam prezydent co prawda do tej pory spełnia swoje obietnice, jednak (tutaj mała fala krytyki) póki co, związane są one wyłącznie z psuciem bądź poddawaniem w wątpliwość prowadzonej przez kraj polityki zagranicznej - mam tutaj na myśli przede wszystkim kryzys z Meksykiem oraz z krajami muzułmańskimi.
"Obyś żył w ciekawych czasach" mówi stare chińskie przysłowie. Słowem "ciekawa" można na pewno określić przewidywaną sytuację gospodarczą Stanów Zjednoczonych. Nie należy jednak tego rozpatrywać w pozytywnych aspektach.