W niedzielę 9 października odbyła się druga debata prezydencka w wyborach 2016 w Stanach Zjednoczonych. Debata miała miejsce w St. Louis w stanie Missouri, w którym od 2004 r. większość mieszkańców stanowią Republikanie, a Donald Trump od czasu otrzymania nominacji na prezydenta prowadzi tam w sondażach o kilka punktów. Strukturą druga debata przypominała spotkanie w ratuszu: pytania pochodziły z wybranej grupy niezdecydowanych wyborców oraz z różnych serwisów społecznościowych.
Kilka dni przed debatą światło dzienne ujrzała rozmowa z 2005 roku między Trumpem a prezenterem telewizyjnym Billym Bushem. W ujawnionym nagraniu wideo Trump chwali się swoim statusem gwiazdy i swobodą jaką dzięki temu może się cieszyć. Najdumniej mówił o swojej "umiejętności" napastowania seksualnie i molestowania kobiet. Swoją wypowiedź skwitował słowami: "Kiedy jesteś gwiazdą [...] możesz wszystko. Nawet łapać je za c*pki". Komentarz ten doprowadził do tego, że wielu zwolenników Trumpa wycofało swoje poparcie dla niego, w tym były kandydat na prezydenta i senator stanu Arizona John McCain oraz przewodniczący Izby Reprezentantów Paul Ryan. Nawet republikański kandydat na wiceprezydenta, gubernator Mike Pence, oświadczył, że nie będzie ani tolerował ani bronił komentarzy Trumpa.
Podobnie jak w przypadku pierwszej debaty, tym razem również bardziej skupiano się na charakterach obydwu kandydatów aniżeli na treści ich odpowiedzi. Hillary Clinton była opanowana, omawiała szczegółowo swój program polityczny, sprawiedliwie czekając na swoją kolei udzielania odpowiedzi na każde pytanie oraz naprawdę starając się przekonać do siebie niezdecydowanych wyborców znajdujących się na widowni. Trump z drugiej strony w ciągu 90-minutowej debaty ponad trzydzieści razy przerwał zarówno Clinton jak i moderatorom, wciąż narzekał na to, że jego przeciwniczka miała więcej czasu na udzielenie odpowiedzi oraz nadal wymyślał swoje fakty. Ze względu na jego brak rzeczywistej wiedzy na temat polityki, Trump zdecydował się na osobiste ataki, a nawet posunął się do gróźb, mówiąc, że jeśli zostanie prezydentem, sekretarz stanu Hillary Clinton trafi do więzienia. Jego nieumiejętność odpowiadania na pytania była widoczna już od pierwszych minut trwania debaty. Kiedy zapytano go o ujawnioną rozmowę z 2005 r. Trump odpowiedział, że "już on rozprawi się z ISIS".
Jednak chyba najbardziej frustrującym aspektem kandydatury Trumpa jest nie to, że bezkarnie mija się z prawdą, ale fakt, że on zdaje się nie mieć pojęcia o tym, jak wygląda system polityczny Stanów Zjednoczonych. Głównym elementem wypowiedzi Trumpa jest to, że według niego Hillary Clinton nic nie osiągnęła w ciągu trzydziestu lat pracy na rzecz kraju i wykorzystuje on to, odpierając zarzuty kierowane w jego stronę. Można było to zauważyć na przykład kiedy poruszono temat jego zeznań podatkowych. Według niedawno opublikowanego artykułu na stronie New York Times prawdopodobnym jest, że Trump przez ostatnie prawie 20 lat unikał płacenia podatków dzięki możliwości "przenoszenia" swoich strat. Choć technicznie rzecz biorąc nie jest to "luka w przepisach", jest to w taki sposób ujęte w kodeksie podatkowym, że pozwala to jednostkom na unikanie płacenia podatku w przypadku, kiedy wykażą, że straty netto z ich działalności były wyższe niż osiągnięty zysk netto. Trump, który w poprzedniej debacie utrzymywał, że niepłacenie podatków świadczy o jego "mądrości", stwierdził, że Clinton powinna była podczas sprawowania urzędu samodzielnie zmienić kodeks podatkowy, jeśli była świadoma jego wad. Jednakże argument ten nie ma sensu, ponieważ, jak zauważyła Clinton, o polityce rządu nie decyduje jedna osoba. Dodała ona również, że sprawowała ona urząd w czasie trwania kadencji republikańskiego Prezydenta, który miał prawo weta w stosunku do zmiany polityki, nawet jeśli miała ona wystarczające poparcie Izby Reprezentantów oraz Senatu.
Choć ostatecznie Clinton została skrytykowana za zbyt słabe atakowanie Trumpa, jej odpowiedzi na pytania były nieporównywalnie bardziej wyczerpujące i dokładne pod względem ich treści. Natomiast ostry sprzeciw wobec Trumpa jest po debacie ogromny. Nawet Warren Buffet, jeden z najlepszych inwestorów na świecie, publicznie zdemaskował Trumpa po tym jak ten przywołał jego nazwisko w jednej ze swoich odpowiedzi. Buffet oświadczył: "Płacę federalny podatek dochodowy odkąd miałem 13 lat, czyli od 1944 roku. Powoli rozwijałem swoją działalność, więc mój pierwszy podatek wynosił 7 USD. Posiadam kopie wszystkich moich 72 zeznań podatkowych i nigdy nie korzystałem z przenoszenia strat". Krytyka ze strony Buffeta ma ogromną siłę przebicia, ponieważ jest on bardzo często wymieniany wśród dziesięciu najbogatszych osób na świecie i słynie ze swoich umiejętności i sprawności w prowadzeniu biznesu. Podanie przez niego w wątpliwość zarówno etyki zawodowej jak i sukcesu kogoś takiego jak Trump, którego wizerunek opiera się na jego imperium nieruchomości, to dla republikańskiego kandydata ogromny cios.
Niedzielna debata była prawdopodobnie ostatnią próbą Trumpa na przechylenie szali zwycięstwa na jego korzyść. Biorąc pod uwagę, że do wyborów zostało mniej niż 30 dni, wydaje się praktycznie niemożliwym, aby Trump osiągnął teraz przewagę nad Clinton. Kandydatka Demokratów prowadzi obecnie w sondażach w kluczowych stanach, a w ostatnich tygodniach jej przewaga z pewnością wzrośnie. Ostatnia debata odbędzie się 19 października, jednak okaże się, czy będzie miała ona jeszcze jakiś wpływ na wynik wyborów.