Znamy już wyniki prawyborów prezydenckich w stanie Wisconsin: prawybory Republikanów wygrał senator Ted Cruz zdobywając 48,2% głosów, prawybory Demokratów wygrał natomiast senator Bernie Sanders z wynikiem 56,6% głosów. Trump i Kasich zdobili odpowiednio 35,1% oraz 14,1%. Hilary Clinton uplasowała się za Sandersem zdobywając 43,1% głosów. W prawyborach sanator Cruz zagwarantował sobie 42, senator Sanders natomiast 96 delegatów. Wyniki wyborów w Wisconsin pokazują, że liderzy obu partii mają coraz mniejsze szanse na nominację. Trump, który dotychczas wyprzedzał konkurentów z Patrii Republikańskiej (GOP) w głosowaniach, stracił w ostatnim tygodniu na popularności po tym, jak wygłosił wiele sprzecznych i podburzających (nawet jak na samego Trumpa) komentarzy. Clinton, która powszechnie była uważana za pewniaka do zdobycia nominacji Demokratów, boryka się obecnie ze spadkiem popularności, podczas gdy senator Sanders cieszy się dużym poparciem wśród młodego pokolenia wyborców. Republikański establishment desperacko stara się uniknąć konieczności nominowania Donalda Trumpa. Przedsiębiorca może wprawdzie liczyć na większość głosów republikańskich wyborców, wyraźnie brakuje mu jednak kwalifikacji niezbędnych do objęcia stanowiska głowy państwa. Kiedy powszechne wybory naprawdę się rozpoczną, tolerowanie niespójności, rasizmu, seksizmu oraz ksenofobii Trumpa nie będzie już takie proste. Jego kandydatura już teraz spotyka się z poważnym sprzeciwem w łonie partii. Kandydatura Cruza nabiera natomiast rozpędu, o czym świadczą jego wczorajsze słowa: "Patrząc na dzisiejsze wyniki... jestem coraz bardziej przekonany, że nasza kampania pozwoli nam na pozyskanie 1237 delegatów, czyli liczby potrzebnej do zdobycia nominacji... W czasie narodowej konwencji w Cleveland, albo nawet przed nią, uda nam się wspólnie zdobyć większość głosów delegatów i wspólnie pokonać Hilary Clinton w listopadzie." Cruz ma przynajmniej kilka spójnych punktów programu do przedstawienia potencjalnym wyborcom, którzy mogą poprzeć jego kandydaturę, rezygnując z oddania głosu na Hilary Clinton, nawet jeśli czują się zawiedzeni przez republikański establishment.

Kampania Clinton staje się coraz bardziej frustrująca ze względu na opór ze strony kampanii senatora Sandersa. Dla młodych wyborców, wśród których większość stanowią przedstawiciele pokolenia X, socjalizm nie jest tak nieatrakcyjny jak dla poprzednich pokoleń. Do młodych mężczyzn i kobiet przemawia fakt, że Sanders kładzie nacisk na zmniejszenie studenckich długów oraz obniżenie kosztów opieki medycznej. Jego zaangażowanie w ruch na rzecz praw człowieka sprawiło, że kandydatura Sandersa stała się również atrakcyjna dla wyborców należących do mniejszości narodowych. W przeciwieństwie do Clinton, Sanders nie musiał odpierać wieloletnich ataków ze strony Republikanów, którzy próbowaliby go oczernić i oplotkować, nierzadko osiągając tym spektakularne sukcesy. Nawet wśród wielu Demokratów Clinton ma opinię niegodnej zaufania, choć stosowana przez nią polityka częstych wolt nie odbiega znacząco od standardów w amerykańskiej polityce. Ponadto, Clinton zmaga się również z atakami mizoginistów, do których zaliczają się również członkowie jej własnej partii. Senator Sanders nie jest obiektem tego typu ataków. Wszystkie opisane powyżej czynniki spowodowały, że poparcie Clinton w skali kraju zaczęło gwałtownie maleć, podczas gdy Sanders systematycznie umacnia swoją pozycję.

Mimo tego Clinton prawdopodobnie nadal ma największe szanse, aby uzyskać nominację na kandydata Partii Demokratycznej na prezydenta. Wszystko ze względu na superdelegatów, czyli delegatów wyznaczonych do głosowania w prawyborach, którzy nie są wybrani w wyborach powszechnych: Clinton powinna liczyć właśnie na ich głosy. Demokraci powinni mimo wszystko zachować ostrożność. Grand Old Party od lat atakowała przecież zarówno Hillary, jak i Billa Clintona, aby oszkalować ich w oczach republikańskich wyborców. Jeśli cokolwiek mogłoby zjednoczyć podzielonych obecnie polityków Partii Republikańskiej, to byłby to właśnie znajomy wróg, Clinton, przeciwko któremu mogliby wspólnie walczyć w czasie listopadowego głosowania.