Prezydent Donald Trump wyznacza nowe zasady dotyczące tzw. "opportunity zones". Czy pomogą one amerykańskiej gospodarce?
Donald Trump, po sporej dawce obniżek podatków (głównie dla bogatych, bo klasa średnia raczej odczuwa to w... średnim stopniu) bierze na warsztat biznes.Sięgając nieco wstecz, w 2017 roku, we wspomnianej wcześniej reformie podatkowej ustanowiono również kilka innych praw i regulacji. Poza podatkami władze zajęły się także ustanowieniem specjalnych stref ekonomicznych. Ten rozwojowy program w założeniach ma przyciągnąć prywatne inwestycje do obszarów mniej rozwiniętych ekonomicznie. Wszystko oczywiście pod egidą Kongresu, a pomysłodawcą byli oczywiście Republikanie. Według jednej ze stron dotyczących opportunity zones (możemy je roboczo nazwac strefami możliwości) program ma zachęcać inwestorów obniżonymi podatkami. Muszą oczywiście zostać najpierw zatwierdzone przez Skarb Państwa.
Główny cel to cel przez Trumpa realizowany od początku jego prezydentury i kwestia, dzięki której został wybrany, czyli tworzenie nowych miejsc pracy. Strefy możliwości mają połączyć wielki biznes z podmiejskimi rejonami, gdzie pracy jest jak na lekarstwo. Dzięki temu Trump stara się również, co oczywiste, dbać o swój elektorat. Patrząc na demografię i ekonomię, plan ten może mieć sens. Według rządowych danych, około 35 milionów Amerykanów mieszka w strefach, który przeznaczone zostały na "opportunity zones". Mediana przychodu rodzin w tych miejscach jest 37% niższa od średniej w danym stanie, a bezrobocie jest tam 60% wyższe.
Ostatnimi wiadomościami dotyczącymi stref możliwości są nowe zasady, na których będą funkcjonować. Na przestrzeni ostatnich tygodni Departament Skarbu USA ujawnił nowe regulacje i prawa, dzięki którym inwestorzy będą mieli większą jasność, w co pakują swój kapitał.
Żeby cieszyć się obniżonymi podatkami, inwestorzy muszą zainwestować w tzw. Qualified Opportunity Fund, co już upoważnia ich do zwolnienia od podatku z poprzednich zysków. Jeśli inwestycja w fundusz jest podtrzymana przez więcej niż 5 lat, ulga podatkowa wyniesie 10%, po 7 latach natomiast procent ten wzrasta do 15. W nowych regulacjach natomiast znalazł się zapis o zwolnieniu z podatku, jeśli czas inwestycji przekroczy 10 lat. Co ciekawe, i co podkreśla sama strona mówiąca o opportunity zones, nie trzeba być mieszkańcem owej strefy by w niej inwestować.
Mimo iż z pozoru nie aż tak skomplikowane, zasady inwestowania w strefy możliwości wciąż mogą się wydawać dosyć zawiłe, także dla samych inwestorów. Departament Skarbu chyba sam to rozpoznał, bo oprócz rozjaśnień z ostatnich dni planuje również kolejne, zaplanowane na jakiś czas przed końcem roku.
Cały plan ,,opportunity zones" wpisuje się w strategię prezydenta Donalda Trumpa, jego administracji i Republikanów, by rozruszać wzrost ekonomiczny w dotychczas nieco zapomnianych strefach. Przyciąganie inwestorów do nowych miejsc pod czujnym okiem rządowego programu może pomóc nieco zmniejszyć i tak kolosalne nierówności społeczne i ekonomiczne w USA. Jakby nie patrzeć, to wśród mieszkańców słabiej wykształconych, mieszkańców wsi i mniejszych miasteczek Trump znalazł kolosalne poparcie, nic więc dziwnego, że stara się rozwiązywać problemy swojego elektoratu. Skutki powinny być raczej długofalowe, więc Trump na pewno będzie się starał zobaczyć skutki swoich działań, zaciekle walcząc o reelekcję w wyborach prezydenckich w 2020 roku.