Pewien niewielki, do tej pory szerzej nieznany, fundusz hedgingowy Ibex Investors z Colorado - to historia z Bloomberg'a -niedawno zagrał trochę przeciw wszystkim i wszystkiemu, inwestując w ok. 200 tys. USD w pozycję na "wzrost zmienności". Innymi słowy, kupił ETF-a, który pozwolił mu zagrać na spadek indeksu S&P 500 (VIX Short-Term Futures Index). Wielu inwestorów, także instytucjonalnych, uśpionych mozolnie pnącą się do góry giełdą na zanikającej zmienności, nie dostrzegło możliwości wzrostu, a wręcz założyło, że to "nie ma prawa się stać". A jednak się stało - w poniedziałek, 5 lutego. Fundusz Ibex zarobił na załamaniu rynku 8600%, pokazując, że jego pracownicy to spekulanci z krwi i kości. To trudne terminy, jednak inwestorzy inwestujący w nowojorskie parkiety powinni zwrócić na nie uwagę.

VIX to jeden z najpopularniejszych instrumentów finansowych w Stanach Zjednoczonych, wskaźnik oczekiwanej zmienności kursów na Wall Street, bazujący na wycenach opcji. Jest czysto wirtualnym wymysłem potocznie nazywanym "indeksem strachu". Indeks podpowiada rynkowi, kiedy ryzykować, a kiedy się bać. Im wyższe wartości indeksu, czyli wyższa wycena opcji na indeks S&P 500), tym więcej okazji do kupowania akcji. VIX pochodzi od wyrazu volatility (zmienność) i nie mierzy rzeczywistej, a dopiero przewidywaną zmienność w okresie najbliższego miesiąca.

Jak zatem doszło do spadków?

Zdecydowana większość handlu na giełdach odbywa się za pomocą automatów, które mają jedną istotną wadę - są zaprogramowane przez człowieka i działają w przewidywalny, wymyślony przez ich twórcę schemat. Jeżeli zmienność jest niska, to i ryzyko ograniczone, toteż fundusze zwiększają zaangażowanie w akcje, często na dużym lewarze. Rok 2017 upłynął pod znakiem zaniku zmienności - rynek poruszał się do góry, generując przy tym minimalne ruchy. Skoro spadła zmienność to i indeks VIX szorował o dno, jesienią notując swoje minima. Kiedy na początku lutego nastąpił nagły wzrost wartości indeksu strachu, nie widziany od kilku lat, wywołał automatyczną lawinę zamykania pozycji przez wspomniane automaty, które w ramach mechanizmu obronnego, zaczęły zasypywać rynek zleceniami sprzedaży. Mechanizm zakłada realizację transakcji w ostatnich minutach handlu, kiedy jest największa płynność, stąd tak silny spadek na końcu poniedziałkowej sesji. 6 lutego wartość VIX osiągnęła niemal 50 pkt - to kilkaset procent więcej niż kilka dni wcześniej i tylko trochę więcej niż w czasach kryzysu dot-comów w 1999 roku (44 pkt w 1998 rroku) i nieco mniej niż we wrześniu 2008 roku (59 pkt) w miesiąc po upadku banku Lehman Brothers.

Wykres S&P 500 z 05.02.2018 r., na którym widać lawinę spadku w godzinach wieczornych polskiego czasu
Wykres S&P 500 z 05.02.2018 r., na którym widać lawinę spadku w godzinach wieczornych polskiego czasu

Ubiegłotygodniowe spadki na głównych parkietach, w szczególności poniedziałkowe (5 lutego), to jak się okazuje nie efekt paniki tłumu, a zmasowana wyprzedaż wywołana pewną anomalią rynkową, wywołana przez fundusze (typu ETN, o których napiszę niebawem) pracujące według skomplikowanego schematu, w dodatku na ogromnym lewarze. Wielu inwestorów nieświadomych, jak funkcjonują produkty, w które zainwestowali, straciło w ciągu kilku minut, niemal 100% swoich środków. Podobnie "oberwały" domy maklerskie, które dostarczają dla swoich klientów detalicznych kontrakty typu CFD oparte o notowania wspomnianych funduszy. Giełda amerykańska jest skomplikowana, a historia operowania skomplikowanymi instrumentami finansowymi niemal idealnie oddaje historię sprzed 10 lat.