Podobnie jak w dzisiejszej gospodarce, w XVII-wiecznej Holandii wszystko kręciło się wokół giełdy, z tą jednak różnicą, że zamiast papierami wartościowymi na tej giełdzie handlowano tulipanami. Choć niezwykła popularność tych kwiatów, która wkrótce przerodziła się w istne tulipanowe szaleństwo, była początkowo źródłem dynamicznego rozwoju ówczesnej holenderskiej gospodarki, ostatecznie doprowadziła do kryzysu, który sprawił, że ten niegdyś wyjątkowy i zamożny rynek pogrążył się w upadku. To wydarzenie przeszło do historii jako "tulipomania".
Tulipany przybyły do Europy z Turcji w połowie XVI wieku. Szczególną popularność osiągnęły właśnie w Holandii, za sprawą bogacącej się klasy średniej oraz arystokracji, które zaczęły konkurować ze sobą w posiadaniu najrzadszych odmian. Duża popularność tulipanów, cenionych głównie za ekskluzywny wygląd i atrakcyjne kolory, sprawiła, że rynek tulipanów prężnie rozwijał się nie tylko w Holandii, ale również w całej Europie. Temu wzrostowi towarzyszył stopniowy wzrost cen tulipanów.
Ze względu na ich wysoka cenę, w czasie szaleństwa tulipanowego kwiaty sprzedawano wyłącznie pojedynczo. W tym celu powstały nawet specjalne wazony, które mieściły tylko jeden tulipan. Tulipany szybko stały się tak pożądanym towarem, że zaczęto sprzedawać już nie tyle kwiaty, co cebulki, które zamierzano dopiero posadzić. Ten proceder, przypominający dzisiejszy handel kontraktami terminowymi, nazwano "handlem wiatrem". Za każdą z cebulek, nawet gorszej jakości, płacono wkrótce kilkaset guldenów.
Dobrą ilustracją procesu wzrastających cen jest historia pewnego mieszkańca Amsterdamu, właściciela tuzina tulipanów, któremu na początku XVII wieku za ich sprzedanie zaoferowano po 3000 guldenów za cebulkę. W tamtym czasach suma 3000 guldenów odpowiadała rocznemu dochodowi bogatego kupca, on jednak nie zgodził się sprzedać swoich cebulek, z pewnością licząc, że w niedalekiej przyszłości może dostać jeszcze więcej.
Tulipomania osiągnęła swój punkt kulminacyjny około 1637 roku, kiedy cebulki przechodziły na giełdzie z rąk do rąk około dziesięciu różnych nabywców dziennie. Najdroższym tulipanem okazał się rzadki kwiat o nazwie Violetten Admirael van Enkhuizen, którego cebulka kosztowała rekordową sumę 5 200 guldenów.
Pomyślny rozwój rynku tulipanów nie uchronił go jednak przed ostatecznym upadkiem. Jego koniec nastąpił wtedy, kiedy w czasie jednej z odbywających się codziennie akcji cebulek, pewien kupujący odmówił zapłaty za cebulkę, którą wcześniej wylicytował. Zadziałało to ostatecznie jako sygnał ostrzegawczy dla innych kupujących i spowodowało spadek popytu na kwiaty przy tak absurdalnie wysokiej cenie. W konsekwencji, doszło do spadku cen na giełdzie. Cena tulipanów, które wcześniej sprzedawano za 500 guldenów, zmniejszyła się ponad stokrotnie.
To nagłe załamanie na rynku tulipanów negatywnie wpłynęło na ekonomiczną i społeczną sytuację jego uczestników. Doszło, na szczęście, do kompromisu, dzięki któremu większości handlarzy tulipanami łatwiej było spłacić ich długi, a mianowicie uznano ich odpowiedzialnymi tylko za część powstałych zobowiązań. Mimo dramatycznych dla handlarzy skutków kryzysu na rynku tulipanów, nie odbił się on jednak negatywnie na sytuacji gospodarczej ówczesnej Holandii. Ogólnie rzecz biorąc, rynek tulipanów przyniósł holenderskiej gospodarce 53 000 guldenów, przyczyniając się w tamtym czasie do jej pomyślnego rozwoju.
Holenderska giełda dotknięta w XVII wieku tulipanowym szaleństwem odegrała również istotną rolę w historii światowych giełd. Holendrzy zdecydowanie mieli zmysł do interesów: w czasie, gdy w Amsterdamie kwitł handel tulipanami, w Nowym Amsterdamie, czyli Nowym Jorku, rozwijał się handel futrami. Holenderska osada zaczęła się stopniowo przekształcać w jeden z największych ośrodków handlowych świata, który dzisiaj nazywamy Wall Street.
Wraz z każdym nowym kryzysem na tym rynku giełdowym wprowadzano nowe metody zapobiegające występowaniu podobnych sytuacji w przeszłości. Dla przykładu, wprowadzono zasadę zatrzymania handlu (ang. trading halt), która polega na tym, że papierami wartościowymi danej spółki nie można obrać na 10 minut przed ogłoszeniem przez nią istotnych informacji, co daje inwestorom czas na ocenę ich skutków, a także pozwala na uniknięciu spekulacji.
Wygląda na to, że gdyby podobna zasada istniała w XVII-wiecznej Holandii, mogłoby nawet nie dojść do tulipomanii, handlarze cebulkami mieliby przecież czas, aby dokładnie przemyśleć zachowania jednego z nich.