Jak prawo może wpłynąć na relacje biznesowe dobitnie pokazuje przypadek Australii. Nowy pomysł australijskiego rządu ma uderzać w Facebooka (FB), ale firma nie zamierza pozostawić tego problemu bez reakcji.
Użytkownicy Facebooka w Australii mogą wkrótce nie mieć pełnego dostępu do newsów. Jak donoszą media gigant mediów społecznościowych grozi, że uniemożliwi użytkownikom w Australii udostępnianie lokalnych i międzynarodowych treści informacyjnych zarówno na Facebooku, jak i Instagramie, jeśli rząd przyjmie przepisy zmieniające ustalenia finansowe między wydawcami a platformami internetowymi. Nowe zasady, silnie wspierane przez News Corp Australia Ruperta Murdocha, zmusiłyby Facebooka i Google (GOOGL) do zapewnienia serwisom prasowym większej części przychodów z reklam cyfrowych. Jest to najdalej idący jak dotąd wysiłek jakiegokolwiek kraju, mający na celu ograniczenie władzy Doliny Krzemowej nad branżą informacyjną. Przedstawiciele Facebooka uważają, że nowe przepisy są karygodne. Zmuszałyby one serwis społecznościowy do zawierania umów o podziale przychodów z wydawcami, w których ostateczne warunki byłyby ustalane przez niezależnych arbitrów, a Facebook nie miałby możliwości wycofania się z tych umów. Według Campbell Brown, szefowej globalnej współpracy informacyjnej reprezentującej to medium społecznościowe firma miała zaprezentować swoją wersję pomysłu, ale w propozycji australijskiej zbyt wiele przepisów godzi w interesy firmy.
Organizacje informacyjne na całym świecie od dawna są rozdrażnione swoistym przejęciem branży reklam cyfrowych przez Facebooka i Google. Obie firmy odpowiadają za ponad połowę rocznych wydatków na reklamy cyfrowe w USA i ponad 70 % w Australii. To zmusiło wydawców do szukania mniejszych kawałków ciasta, nawet jeśli ich treść dociera do coraz większej liczby odbiorców. W ostatnich latach również kraje europejskie próbowały zmusić platformy te do większej partycypacji w rynku. Kiedy w 2014 roku Hiszpania uchwaliła prawo zmuszające Google do płacenia za nagłówki i podsumowania wiadomości w Google News, Google usunął hiszpańskie serwisy informacyjne, zadając cios krajowej branży informacyjnej. Francja i Niemcy również próbowały wprowadzić podobne pomysły, ale plany spełzły na niczym. Przepisy rodem z Australii idą dalej, ustanawiając panel arbitrów, który określałby cenę, jaką Facebook i Google muszą zapłacić wydawcom. Platformy nie miałyby możliwości wycofania się z umów i za każde wykroczenie groziły im grzywny sięgające nawet 10% ich całkowitych przychodów w Australii. Chociaż wiadomości stanowią stosunkowo niewielką część ogólnych przychodów Facebooka i Google, możliwość dostępu do nich i dzielenia się nimi jest postrzegana jako fundament atrakcyjności tych platform.
Brown nie zamierza jednak odpuszczać, nazywając Australię wyjątkiem, oraz dodając wprost: "znamy rzeczy, które rzeczywiście działają i nie mamy zamiaru zwalniać. Zamierzamy przyspieszyć naszą ekspansję Facebook News na inne rynki". Dla News Corp Murdocha, który kontroluje większość krajowego przemysłu informacyjnego ustawodawstwo to jest oczywistym zwycięstwem. Murdoch stał na czele walki z Facebookiem i Google zarówno w USA, jak i w Australii, publicznie krytykując obie platformy. W październiku zeszłego roku Facebook w końcu zgodził się płacić wydawcom miliony USD rocznie za umieszczanie ich treści na specjalnej zakładce z wiadomościami, która była pomysłem Murdocha. To, czy wysiłki Australii przyniosą ogólną korzyść branży informacyjnej, wciąż jest przedmiotem dyskusji. Wielu weteranów branży informacyjnej uważa, że surowe przepisy przyniosą skutki odwrotne do zamierzonych. Według Bloomberg Opinion nowy pomysł Australii najprawdopodobniej zmniejszy też ruch innych wydawców, przychody z reklam, osłabi konkurencję, zahamuje innowacje i niepotrzebnie pozbawi konsumentów cennych usług. Podobnego zdania jest Mark Thompson, ustępujący dyrektor naczelny New York Times. Wygląda na to, że ruch rządu australijskiego to wynik rywalizacji lobbingowej, na której stracić mogą wszyscy.