Firma rekruterska LookSee Wellington miała w ramach programu finansowanego przez nowozelandzki rząd znaleźć 100 pracowników, głównie programistów, analityków biznesowych, inżynierów oraz menadżerów ze Stanów Zjednoczonych, którzy byliby zainteresowani przeniesieniem się i rozpoczęciem pracy w Nowej Zelandii. Rekruterzy spodziewali się 2,5 tys. aplikacji, w marcu wpłynęło ich jednak ponad 48 tys. Wśród zainteresowanych znaleźli się pracownicy znanych amerykańskich spółek technologicznych takich jak Google (GOOG  ), Amazon (AMZN  ) czy Facebook (FB  ), jak również instytucji takich jak Massachusetts Institute of Technology czy NASA. Rozmowy rekrutacyjne odbędą się w maju.

Ogromne zainteresowanie pracą w Nowej Zelandii wśród specjalistów z branży najnowszych technologii jest związane z klimatem niepewności, jaki zapanował w Dolinie Krzemowej w związku z antyimigracyjną polityką Donalda Trumpa. Państwo na Pacyfiku może na tym zainteresowaniu skorzystać przyciągając technologiczne talenty obietnicą stabilnej pracy, stałego prawa do pobytu, a także niższymi kosztami życia niż w San Francisco. 

Niemal połowa spółek technologicznych o wycenie przekraczającej miliard dolarów w Stanach Zjednoczonych została zbudowana przez imigrantów, zatem niedorzeczne wydaje się to, że utrudnia się im obecnie wjazd i pobyt w tym kraju. Nowa Zelandia z pewnością na tym skorzysta. Rod Drury, dyrektor generalny nowozelandzkiej firmy Xero.

Choć Nowa Zelandia dopiero wyrasta na nowy kierunek technologicznej emigracji, już od pewnego czasu jest istotnym kierunkiem podróży. Kraj dzikiej przyrody, wulkanicznych płaskowyżów, ośnieżonych górskich szczytów i lodowców przyciągnął w ubiegłym roku 3,5 mln turystów, a do 2022 roku ich liczba ma wzrosnąć do 4,5 mln, co będzie niemal odpowiadało obecnej liczbie mieszkańców wyspy (4,7 mln). Na podstawie najnowszych statystyk można prognozować, że na skutek imigracji ze Stanów Zjednoczonych (a zatem pośrednio na skutek polityki Trumpa) również ogólna populacja Nowej Zelandii może się zwiększyć. Liczba wniosków o przyznanie nowozelandzkiego obywatelstwa złożonych przez amerykańskich obywateli wzrosła o 70% w przeciągu 12 tygodni od objęcie urzędu przez nowego prezydenta USA.

Warunkiem przyznania nowozelandzkiego obywatelstwa, że udowodnienie, że spędziło się w Nowej Zelandii 70% czasu w przeciągu ostatnich 5 lat. Wnioskodawcy muszą również zobowiązać się do pozostania w kraju w przyszłości. Każdego roku wpływa 30 tys. wniosków o przyznanie obywatelstwa, pozytywnie rozpatrywanych jest jednak zaledwie część z nich. Niedawno okazało się, że w 2011 roku pozytywną decyzję otrzymał Peter Thiel, znany przedsiębiorca, który zarobił fortunę na PayPalu (PYPL  ), choć wydaje się, że nie spełnił żadnego z dwóch wymienionych wcześniej warunków. W swojej aplikacji przedstawił za to następujące uzasadnienie nadania mu obywatelstwa: "Chciałbym poświęcić znaczącą ilość mojego czasu oraz środków ludziom oraz gospodarce Nowej Zelandii." W związku z tym, pojawiły się podejrzenia odnośnie tego, że stał się on Nowozelandczykiem właśnie dzięki pieniądzom.

Czy jego bogactwo zadecydowało o tym, że został potraktowany w szczególny sposób? Jeśli tak, to jest to sprzeczne z wartościami istotnymi dla Nowej Zelandii. Jesteśmy państwem egalitarnym i jesteśmy dumni z tego, że każdy jest w nim traktowany równo, niezależnie od tego, ile ma pieniędzy. Lees-Galloway, polityk nowozelandzkiej Partii Pracy o przyznaniu obywatelstwa Nowej Zelandii Peterowi Thielowi.

Peter Thiel zapowiedział, że zmieni państwo, którego głównymi towarami eksportowymi w tamtym czasie były mleko zagęszczone, baranina i kozina, w technologiczny hub. Założył w związku z tym fundusz inwestycyjny o nazwie Valar Ventures, nieprzypadkowo wywodzącej się od Valarów, postaci opisanych przez J.R.R. Tolkiena we Władcy Pierścieni (wiele scen z filmu Petera Jacksona nakręcono właśnie w Nowej Zelandii). Fundusz Thiela zainwestował łącznie 7 mln dolarów w dwie nowozelandzkie firmy technologiczne: Xero, która dostarcza oprogramowanie dla biur rachunkowych, a także Pacific Fibre, która zapowiedziała zbudowanie podmorskiego transpacyficznego kabla telekomunikacyjnego. Co ciekawe, fundusz otrzymał na inwestycje dokładnie 7 mln dolarów od nowozelandzkiego rządu i zwrócił tę sumą wraz z niewielkimi odsetkami, nie zapewniając mu udziałów w zyskach, podczas gdy wartość zainwestowanych przez Thiela środków wzrosła dzięki inwestycji czterokrotnie. Obecnie fundusz Valar Ventures nie prowadzi działalności inwestycyjnej w Nowej Zelandii, jego siedziba została przeniesiona do Nowego Jorku, skąd pieniądze płyną głównie do brazylijskich spółek. Tym samym trudno jednoznacznie stwierdzić, czy działalność inwestycyjnej Petera Thiela przyniosła więcej korzyści krajowi, którego został obywatelem, czy jego własnemu portfelowi.

Biuro firmy Xero w Auckland
Biuro firmy Xero w Auckland

Paradoksalnie może się okazać, że bardziej przyczyni się on do zmiany Nowej Zelandii w technologiczny hub dzięki swojej działalności politycznej. Thiel zainwestował przecież 1,25 mln dolarów w kampanię prezydencką Donalda Trumpa. Ta inwestycja nie tylko opłaciła się jemu (należy on obecnie do grona najbardziej zaufanych doradców prezydenta, a jego dawny współpracownik Michael Kratsios, został niedawno zastępcą dyrektora ds. technologii w Białym Domu), lecz również przyczyniła się do ucieczki technologicznych talentów z Doliny Krzemowej do Wellington.