Podpisany przez Trumpa dekret, na mocy którego obywatele niektórych państw islamskich nie mogą przekroczyć granicy Stanów Zjednoczonych szybko wzbudził sporo kontrowersji. Swój głos w tej sprawie zabierali sami poszkodowani, mieszkańcy USA, a także politycy. To nie koniec listy. Do wymienionych wyżej grup dołączają również osoby ze świata biznesu w tym prezes Goldman Sachs
Kilka słów o samym dekrecie. Na jego mocy zawiesza się przyjmowanie uchodźców na 120 dni, przez 90 dni od podpisania dekretu wstrzymuje się wydawanie wiz obywatelom siedmiu następujących krajów: Iran, Irak, Libia, Somalia, Sudan, Syria i Jemen. Zakaz wjazdu na teren państwa dotyczy również posiadaczy tzw. zielonych kart uprawniających do legalnego pobytu i podjęcia pracy na terenie USA. Według późniejszych informacji płynących z Białego Domu każda przypadek osoby posiadającej zieloną kartę ma być rozpatrzony osobno. Co ciekawe na liście tej nie ma Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Egiptu. Jak podaje Daily Mail właśnie z tych krajów pochodzili terroryści stojący za zamachem z 11 września 2001 roku. Dlaczego więc lista "zbanowanych" krajów muzułmańskich została "uszczuplona"? Dziennikarze tej samej gazety zwracają uwagę na powiązania biznesowe między prezydentem Stanów Zjednoczonych a każdym z wymienionych państw do których należy dodać jeszcze Turcję, która także nie została objęta żadnymi restrykcjami, mimo, że również jest państwem w którym dominującą religią jest Islam oraz państwem, które od dłuższego czasu zmaga się z terroryzmem. Wśród powiązań biznesowych wymienia się m.in. zarejestrowane przez Trumpa spółki mające udziały w hotelach znajdujących się w Arabii Saudyjskiej. Przykładów jest oczywiście więcej. Dekret według prezydenta-elektra ma chronić obywateli Ameryki przed terrorystami, dlaczego więc skoro posuwa się do tak daleko idących kroków nie obejmuje również krajów, których obywatele dokonywali zamachów na terenie USA? Odpowiedzią na to pytanie mogą być właśnie interesy Trumpa. Hipokryzja w tym przypadku wydaje się być zbyt małym słowem do opisania takiej polityki. Dodam również, że wśród osób objętych zakazem wjazdu znajdują się m.in. chore dzieci, które miały być leczone w amerykańskich szpitalach. Humanitarnym podejściem wykazała się Kanada, która zapowiedziała pomoc w oferowaniu świadczeń zdrowotnych dla ciężko chorych osób w młodym wieku.
Nie dziwi więc fala protestów, o której pisałem na początku artykułu. Amerykańskie firmy podkreślają duże znaczenie pracowników będących imigrantami. Wspomniany na początku Lloyd Blankfein w tej sprawie jasno wyraża swoje stanowisko - "to nie jest polityka, którą wspieramy", to słowa prezesa Goldman Sachs, które przytacza na swoich łamach Bloomberg. Prezes jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie natychmiast wysłał wiadomość do ponad 34 tysięcy pracowników w której zaznaczył, iż bez zróżnicowania kulturowego i religijnego nie byłby możliwy rozwój zarządzanego przez niego banku. Jak już pisałem Blankfein nie jest jedyną osobą ze świata biznesu, która na głos wyraża swoje zdecydowane stanowisko w tej sprawie. Podobne zdanie mają szefowie takich firm jak Microsoft