Strach przed wybuchem wojny handlowej między USA a Chinami przekłada się na zachowanie inwestorów, którzy stają się coraz bardziej podejrzliwi i nieufni. Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump nałożył cła na chińskie dobra sprzedawane za 60 mld dolarów rocznie. Chiny nie pozostają biernymi obserwatorami i już zapowiedziały gotowość do wprowadzenia ceł odwetowych na importowane produkty amerykańskie warte 3 mld dolarów, w tym na owoce oraz wino.
"Problem w tym, że nie wiemy, jak taka wojna mogłaby wyglądać. Inwestorzy chcą zarządzać własnym ryzykiem. Jeżeli wojna szybko się nasili, może być poważnym utrudnieniem dla rynków" - stwierdził Peter Kenny, starszy strateg rynkowy z Global Markets Advisory Group.
Obecna sytuacja na rynkach wygląda podobnie do tej z początku marca, kiedy administracja Trumpa podjęła decyzję o wprowadzeniu ceł na importowaną stal oraz aluminium, co przyczyniło się do głębokich spadków zniwelowanych jednak w kolejnych tygodniach. Być może to właśnie z tego powodu inwestorzy wycofują swoje pieniądze i postanawiają przeczekać ten niepewny okres.
Wojny handlowe, szczególnie te, których przedmiot stanowią dobra podstawowe takie jak owoce czy żywność, wywołują presję na ceny owych produktów, ponieważ obciążenia celne spoczywają na konsumentach. Wzrost inflacji mógłby przyspieszyć działania amerykańskiego banku centralnego zmierzające ku podwyżce stóp procentowych, potencjalnie spowalniając tym samym wzrost gospodarczy. Obecna presja inflacyjna może ulec nasileniu, natomiast wzrost przedsiębiorstw - zahamowaniu. Ponadto potyczki handlowe są potencjalnie szkodliwe dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ mogą mieć negatywny wpływ na zyski z eksportu oraz wyniki finansowe amerykańskich korporacji.
Z drugiej strony są także tacy, którzy nie wierzą w widmo nadchodzącej wojny handlowej. Jedną z takich osób jest Rob Plaza, starszy analityk rynku akcji z Key Private Bank w Cleveland, który zauważa: "Inwestorzy myślą, że jest to tak naprawdę taktyka negocjacyjna, którą stosuje prezydent, by poprawić warunki umów handlowych."
Inwestorzy zdają się również zaniepokojeni faktem, że Fed postanowił dokonać podwyżki stóp procentowych do najwyższego od 10 lat poziomu. Słuszność tych obaw potwierdza fakt, że skutki tej decyzji szczególnie dotkliwie odczuły amerykańskie korporacje prowadzące działalność za granicą. Przykładem takich przedsiębiorstw może być Boeing
W oświadczeniu władz chińskich czytamy, że wyższe cła nałożone przez USA stanowią "poważne zagrożenie" dla światowego systemu handlowego: "Chiny nie chcą uczestniczyć w wojnie handlowej, ale nie boją się w takową zaangażować. Chiny liczą na to, że Stany Zjednoczone zawrócą ze swojej drogi, dokonają racjonalnych decyzji i unikną pogorszenia dwustronnych stosunków handlowych."
W odpowiedzi na działania USA chińskie ministerstwo spraw zagranicznych zasugerowało, że cła odwetowe mogą objąć produkty sojowe, samoloty, samochody oraz bawełnę. Chiński rząd może równie dobrze wziąć na celownik także amerykańskie przedsiębiorstwa technologiczne, które posiadają zakłady produkcyjne w Chinach, na przykład Apple
Takie posunięcie miałoby sens, biorąc pod uwagę plany giganta dotyczące budowy centrum danych w Państwie Środka oraz jego problemy w zakresie prywatności. Presja celna może doprowadzić do wycofania się amerykańskich spółek z chińskiego rynku, co jednak miałoby zgubny wpływ na gospodarkę obu krajów.