Sklepowe karty kredytowe wydają się fantastycznym pomysłem. Supermarkety kuszą nimi średnio zamożnych klientów, oferując wyjątkowe korzyści, dodatkowe rabaty i darmową dostawę, co ma zachęcić do spełniania wszystkich zakupowych marzeń.

W rzeczywistości tego typu karty mogą stanowić jedynie zasłonę dymną, która ma na celu zamaskowanie malejących zysków.

Czwartkowy spadek kursu akcji Macy's o 3,04% dowodzi, że oferowanie sklepowych kart kredytowych o podejrzanie wysokim oprocentowaniu to tak naprawdę desperacki sposób na podratowanie zysków. Można porównać to do jednego z przejawów kryzysu gospodarczego z 2008 r. w skali mikro: udzielano wówczas pożyczek osobom o niskiej zdolności kredytowej w nadziei na jednoczesny wzrost przepływów pieniężnych oraz zaufania inwestorów, utrzymując, że ryzyko jest niewielkie.

"Inwestorzy mogą nie zdawać sobie sprawy z faktycznej sytuacji tradycyjnych sklepów, gdyż osiągają one wysokie przychody z tytułu transakcji kartą" - stwierdziła Kimberly Greenberger, analityk firmy Morgan Stanley.

Przychody te zawdzięczają tysiącom klientów, którzy chcą podwyższyć swoją wiarygodność, budując historię kredytową, a jednocześnie oszczędzać setki dolarów podczas zakupów. Problem stanowi oprocentowanie tego typu kart - z reguły dwukrotnie wyższe niż w przypadku normalnej karty kredytowej, a więc dochodzące nawet do 30%. Wygląda zatem na to, że sklepowe karty kredytowe opierają się na założeniu, że konsumenci faktycznie zaczną się zadłużać, a sprzedawcy zarobią na odsetkach.

Wpływy z tytułu transakcji kartą są jednak krótkotrwałe. Co prawda stanowiły one aż 39% przychodów Macy's w zeszłym roku (co oznacza wzrost o 26% w porównaniu z 2013 r.), lecz nie służą wyłącznie jako instrument sprzedaży. Mają ukryć problemy tradycyjnych sprzedawców w obliczu konkurencji ze strony sklepów internetowych, takich jak Amazon, który może pochwalić się znacznie lepszymi wynikami. Macy's utrzymuje, że spadek sprzedaży spowodowały "zmieniające się zwyczaje konsumenckie" oraz nierentowne lokale, co nie zmienia faktu, że w styczniu firma musiała zwolnić tysiące pracowników, a jej raport finansowy za kwartał świąteczny rozczarował.

Nie tylko Macy's wpadło w tę pułapkę - również Kohl, Target i inne sieci, które nie radzą sobie w starciu ze sklepami internetowymi i nie potrafią dostosować się do obecnych warunków, rozpaczliwie próbują ratować się sklepowymi kartami kredytowymi. Wpływy z dokonanych nimi transakcji stanowiły 35% wszystkich przychodów Kohl. W przypadku Amazona płatności kartą kredytową to zaledwie 3%.

Niedługo sprzedawcy zorientują się, że sklepowe karty to jedynie tymczasowe rozwiązanie. Mniej zamożni klienci w pewnym momencie nie będą już w stanie spłacać zadłużenia ze względu na bardzo wysokie odsetki, co nie tylko spowoduje spadek przychodów, ale i zniechęci zadłużone osoby do zakupów w danym sklepie na dłużej. Analityk Credit Suisse Christian Buss przypomina więc, że w dłuższej perspektywie przychody z tego typu kart nie pomogą odbudować branży.

Inwestorzy tracą wiarę w tradycyjnych sprzedawców, co powoduje dalszy spadek cen ich akcji. Aby rozwiązać problemy, Macy's i inne korporacje w tej branży muszą opracować kreatywne, innowacyjne taktyki sprzedaży zamiast wprowadzać rozwiązania, które zadziałają jedynie na krótką metę.