Shell jako pierwszy z naftowych gigantów podał wstępne szacunki dotyczące wyników finansowych za 2015 rok udowadniając tym samym, jak destrukcyjny wpływ mają spadające ceny ropy naftowej na kondycję całej branży wydobywczej.W minioną środę (20/01/2016) ceny ropy typu brent osiągnęły najniższy od 13 lat poziom wynoszący 27 dolarów za baryłkę. Utrzymujący się od 19 miesięcy trend spadkowy sprawił, że baryłka tego surowca w poprzednim roku kosztowała średnio 52 dolary - niemal połowę mniej niż w 2014 r., kiedy średnia cena była nieco poniżej 100 dolarów i 2013 r., kiedy za baryłkę ropy płacono 109 dolarów.
Jak nietrudno się domyślić tak niskie ceny, pomimo zadowolenia kierowców, stanowią ogromny kłopot dla firm zajmujących się wydobyciem ropy naftowej. Spółka Royal Dutch Shell poinformowała, że wstępnie szacuje zyski osiągnięte w czwartym kwartale 2015 r. na 1,6-1,9 mld dolarów, znaczny spadek w porównaniu do 3,26 mld dolarów w analogicznym okresie 2014 r. Łączne zyski w 2015 r. mają wynieść pomiędzy 10,4 a 10,7 miliarda dolarów, co oznacza spadek o 50% względem roku wcześniejszego, kiedy to przekroczyły one 22 mld dolarów.
Co istotne, spadki nie dotyczą obszaru działalności spółki związanego z przetwarzaniem ropy naftowej, produkcją chemikaliów i dystrybucją (tzw. downstream). W ostatnich trzech miesiącach minionego roku zyski z tej działalności szacuje się na 1,4-1,6 mld dolarów, co oznacza wynik niemal identyczny jak w 2014 r. Oznacza to, że niemal całość zysków spółki w ostatnim kwartale pochodziła z przetwarzania ropy a nie jej wydobycia.
Utrzymujące się obecnie na poziomie ok. 30 dolarów za baryłkę ceny ropy są zdaniem Shella chwilową anomalią, choć zdania analityków i obserwatorów rynku są na ten temat podzielone. Wedle prognoz brytyjskiego banki Standard Chartered ceny ropy mogą spaść nawet do 10 dolarów za baryłkę, a najnowsze prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego wskazują cenę w przedziale 20-30 dolarów. Takiej ewentualności nie wykluczył także podczas spotkania w Davos prezes British Petroleum Bob Dudley. Przyczyną takiego stanu rzeczy może być nadpodaż surowca na rynku wynikająca m.in. z rozpoczęcia eksportu przez Iran, spowolnienia gospodarczego, a w konsekwencji także zmniejszenia zapotrzebowania na ropę w Chinach oraz zapowiedzi Arabii Saudyjskiej o utrzymaniu produkcji na niezmienionym poziomie.
Ale niemal wszyscy obserwatorzy są zgodni - tak niskie ceny nie mogą utrzymać się w dłuższym okresie, ponieważ są one poniżej kosztów wydobycia surowca w wielu regionach świata.
Trudności wynikające z niskich cen ropy dotykają niemalże wszystkich producentów ropy, nie tylko Shella. Prezes francuskiego koncernu Total zapowiedział, że spadek cen surowca spowoduje prawdopodobnie spadek zysku netto o ok. 20%. Koncern BP rozpoczął nowy rok od zapowiedzi dotyczącej redukcji ok. 4 000 etatów. Jak wyliczyła firma doradcza Wood Mackenzie, w minionym roku w związku z niskimi cenami ropy porzucono realizację projektów wydobywczych o wartości ok. 380 miliardów dolarów. W przypadku holendersko-brytyjskiej spółki zrezygnowano z najmniej opłacalnych projektów m.in. bardzo kontrowersyjnej eksploracji złóż w północnej części Alaski, projektu w kanadyjskim Carmon Creek oraz przeprowadzenia licznych wierceń łupkowych.
To jak w przyszłości kształtować się będą ceny ropy wpływa nie tylko na bieżące wyniki finansowe Shella, ale także może mieć ogromny wpływ na decyzję o przejęciu konkurenta - brytyjskiej BG Group.
Podczas gdy w kwietniu 2015 r. Shell złożył ofertę kupna BG Group ceny ropy wynosiły ok. 55 dolarów za baryłkę, a proponowana przez Shella cena kupna BG Group to ok. 50 mld dolarów. Zdaniem niektórych inwestorów, cena, którą chce zapłacić Shell jest w obecnych realiach zawyżona i cała transakcja może okazać się destrukcyjny dla wartości spółki.
Zarząd Shell poinformował, że kiedy tylko dostanie zgodę akcjonariuszy spółki na przeprowadzenie akwizycji, to w celu sfinansowania transakcji firma upłynni aktywa warte ok. 30 mld dolarów. Wedle zapowiedzi inwestycja powinna się zwrócić (osiągnąć break even point) przy cenie ropy wynoszącej co najmniej 50 dolarów. W związku z tym pojawiają się dwie główne wątpliwości: czy w obecnej niezwykle trudnej sytuacji rynkowej znajdą się chętni na kupno aktywów Shella i czy Shellowi uda się uzyskać z ich sprzedaży zakładane 30 mld dolarów oraz czy ceny ropy w krótkim lub nawet średnim okresie wzrosną do poziomu 50 dolarów za baryłkę?
Mimo wszystko wiele wskazuje na to, że pomimo sporych wątpliwości, większość akcjonariuszy Shella zagłosuje za przejęciem BG Group. Taką wolę wyraził m.in. Norweski Państwowy Fundusz Emerytalny będący piątym największym akcjonariuszem Shella i drugim największym BG Group.
Zdecydowanie za przejęciem brytyjskiego rywala przemawiają zaprezentowane wstępne wyniki za 2015 r. BG Group może się pochwalić wypracowaniem zysku w wysokości 2,3 mld dolarów, co jest niesamowitą poprawą w porównaniu do straty rok wcześniej. Co więcej, faktyczne wydobycie w poprzednim roku wzrosło o 16% i wyniosło ekwiwalent 704 000 baryłek ropy dziennie wobec planowanych 680 000 - 700 000, co udało się osiągnąć dzięki rozpoczęciu produkcji na nowych polach w Australii, Brazylii i Norwegii.
Władze Shella liczą, że przejęcie będącej w doskonałej kondycji BG Group pomoże gigantowi w restrukturyzacji poprzez osiągnięcie synergii kosztowych i poprawę konkurencyjności oraz wpłynie na poprawę wyników finansowych. Wedle zapowiedzi, redukcja zatrudnienia w obu firmach do końca bieżącego roku może wynieść nawet 10 000 osób, a połączone wydatki kapitałowe będą niższe niż początkowo planowane 33 mld dolarów. Jak twierdzi Ben van Beurden, finalizacja transakcji wyznaczy nowy rozdział w historii Shella, nakierowany na ożywienie firmy i poprawienie zwrotu dla akcjonariuszy. Tym samym połączenie Shella i BG ma stworzyć światowego lidera w sektorach wydobycia ropy z dna morza i energetycznym, oraz poprawić pozycję firmy w obecnym otoczeniu rynkowym kształtowanym przez niskie ceny surowca.