Rezerwa Federalna USA była jedną z pierwszych instytucji, które zrozumiały prawdziwą skalę kryzysu wywołanego przez koronawirusa. Dzięki temu była w stanie podjąć szybkie i zdecydowane działania zapobiegawcze. Pierwszym krokiem było obniżenie stóp procentowych do zera, drugim przywrócenie luzowania ilościowego (QE) w wysokości 120 mld dolarów miesięcznie, a trzecim wdrożenie szeregu programów zapewniających prawidłowe funkcjonowanie rynków kredytowych.
Fed utrzymał taką politykę pieniężną w trakcie trwania kryzysu, a nawet po tym, jak amerykańska gospodarka zaczęła sama leczyć swoje rany. Wiele wskaźników ekonomicznych przedstawia się teraz znacznie lepiej niż przed nastąpieniem pandemii. Wszystko wskazuje jednak na to, że bank centralny zamierza zmienić kierunek działania. Na 2023 rok zaplanowano dwie podwyżki stóp procentowych. Odpowiada to zmniejszaniu programów skupu aktywów, które zacznie się w przyszłym roku. Podwyższona została również prognoza dotycząca inflacji.
Podczas jeden z konferencji prasowych szef Rezerwy Federalnej Jerome Powell omówił dwa główne zagrożenia dla krajowej gospodarki. Po pierwsze rynek pracy nie zdążył się jeszcze w pełni zregenerować, a po drugie utrzymujące się obawy związane z przyspieszeniem inflacji. Aż do ostatniej konferencji dominującym tematem omawianym przez Powella był rynek pracy. Teraz jednak na pierwszy plan zdaje się wysuwać inflacja. Szef Fedu nie wydawał się zbytnio przejęty gorszymi od oczekiwań danymi o zatrudnieniu, spadek przypisując czynnikom zewnętrznym, takim jak otwieranie się szkół czy wygasanie pomocy dla bezrobotnych.
Rynek akcji zakończył sesję 17 czerwca na minusie. Największe straty odnotowały sektory wrażliwe na inflację, takie jak metale szlachetne i towary. Dobrze poradziła sobie natomiast technologia. W ogólnym rozrachunku zwrot w polityce Fedu najprawdopodobniej nie wpłynie na giełdę, ale inwestorzy powinni zainteresować się spółkami cyklicznymi.