Patologia handlu przy Wall Street, który w dobie szalejącej pandemii od marcowego zawału odrobił w niespełna pół roku całe straty bez korekty, sprawia, że dzień wyprzedaży na parkietach w Nowym Jorku urósł do rangi zjawiska nadzwyczajnego.
Mnóstwo ludzi chciałoby odpowiedzi na pytanie, dlaczego w czwartek giełdy spadły. Próba ustalenia powodów jest skazana na niepowodzenie. Najwyraźniej niektórzy uczestnicy rynku zrealizowali zyski z pozycji na 'technologii', która na wczorajszej sesji zniżkowała najmocniej. Dow Jones
Nic dziwnego, że Nasdaq zniżkował, skoro giganci technologiczni jak Apple
Od pewnego czasu da się zauważyć w komentarzach, że wielu uczesników rynku mówi o jego przegrzaniu. Choć nie udało się uniknąć bankructw, wiele amerykańskich firm skorzystało na bezprecedensowym pakiecie stymulacyjnym od rządu, który niejako 'wpychał' pieniądze do kieszeni konsumentów, a oszczędności na wydatkach na podróże i rozrywkę, bez wątpienia zwiększyły popyt na inne usługi i technologiczne gadżety.
Dla przykładu Apple i Microsoft handlują za nieco poniżej 40-krotności zysków na akcję, a Salesforce za ponad 100-krotność. Dla porównania, indeks S&P500 ma stosunek ceny do zysku na poziomie 30. Jedynie w okresie bańki internetowej i kryzysu finansowego indeks miał wyższą wielokrotność zysków. Innymi słowy jest bardzo drogo, a ceny niektórych firm daleko oderwały się od fundamentów. Stąd też w blokach startowych czeka wielu chętnych na koniec hossy na akcjach, zwłaszcza przy dużej niepewności co do pandemii, sytuacji geopolitycznej i napięć gospodarczych, z którymi borykają się ludzie w USA i na całym świecie.
Inwestorzy muszą zaakceptować fakt, że od czasu do czasu będą się zdarzać takie spadki, jak wczorajsze. Zamiast doszukiwać się powodów, choćby w danych makro czy nadchodzących wyborach, lepiej po prostu skupić się na ogólnej strategii inwestycyjnej i trzymać się jej przez dłuższy czas. Dla inwestorów długoterminowych korekty na rynku to naturalne zjawisko i moment, w którym dokupują pakiety akcji.