W ostatnim czasie na całym świecie nasilają się nastroje populistyczne, a wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych z pewnością nie załagodzi sytuacji. Populizm polega dzisiaj na pełnych emocji nawoływaniach klasy robotniczej do zmian. Towarzyszą im żądania dotyczące większego udziału w gospodarczych korzyściach płynących z globalizacji. Jednakże "wysoce elastyczna pozycja" Trumpa sprawia, że komentatorom trudno jest precyzyjnie ocenić, jak prezydent elekt odpowie na te żądania, zwłaszcza biorąc pod uwagę problematyczny charakter programu gospodarczego, na którym opierała się jego kampania.
Wszechobecna niepewność wywołana wygraną Trumpa negatywnie wpływa na sytuację na światowych rynkach. Jak wspomniano podczas wielu transmisji z wyborów, światowe rynki finansowe nie są fanami niepewności. W środę po ogłoszeniu zwycięstwa Trumpa, "notowania spółek oraz kontraktów terminowych na indeksy giełdowe poza USA runęły w dół, niekoniecznie z powodu mroczniejszej przyszłości gospodarki, ale ze względu na to, iż liczba alternatywnych scenariuszy znacznie się zwiększyła".
Niepewność ma swoje plusy i minusy. Choć Trump może przewyższyć ogólnie niskie oczekiwania Amerykanów wobec jego prezydentury, to równie dobrze oczekiwania te mogą okazać się zgodne z prawdą. Na przykładzie Brexitu przekonaliśmy się, że niepewność nie musi być dramatyczna w skutkach, bowiem pomimo decyzji Wielkiej Brytanii o opuszczeniu Unii Europejskiej, gospodarka tego kraju prawie nie ucierpiała. Z drugiej jednak strony negatywna reputacja Trumpa, jaką zyskał podczas swojej kampanii, wywołuje wśród Amerykanów strach. Co więcej ekstremalnie osobiste, retoryczne podejście Trumpa do polityki stanowi "dla przedsiębiorców oraz inwestorów dziką kartę". Kolejną niewiadomą jest to, czy Trump "zmieni ton swoich wypowiedzi na łagodniejszy, ponieważ takie zachowanie nie przystoi prezydentowi czy też ton ten zaostrzy, gdyż stwierdzi, że pozwoli to na skuteczne wykorzystanie prezydenckiej władzy".
Zawzięci optymiści mogliby uzasadnić nawet wszelkie niekonwencjonalne i niespójne poglądy Trumpa. Mogą oni postrzegać "podstawy jego ideologii" jako zaletę. Zamiast prowadzić tę samą, tradycyjną politykę, Trump "współpracuje", "negocjuje" i prawdopodobnie zbuduje silne relacje z przedsiębiorstwami.
W dniu wyborów i dzień po nich, notowania na rynkach w USA znacznie spadły. "Notowania kontraktów terminowych na Dow Jones Industrial Average spadły o 506 pkt, czyli o około 4%, co stanowiło odpowiedź inwestorów na program Trumpa i jego pogląd przeciwstawiający się polityce wolnego handlu". Również na arenie międzynarodowej dało się odczuć strach związany z prezydenturą Trumpa, o czym świadczyły rynkowe notowania dzień po zwycięstwie republikańskiego kandydata. WedługForbes Online, notowania na londyńskiej giełdzie spadły o 2%, podczas gdy hongkoński indeks Hang Seng Index stracił 2,7%. Południowokoreański indeks KOSPI spadł z kolei o 2,5%, a japoński indeks Nikkei 225 o 5,1%. Rynki w Australii i Nowej Zelandii odnotowały podobne wyniki. Podobnie "aktywa (takie jak złoto), których wartość rośnie w okresie zawirowań na rynkach" odnotowały wzrost notowań. Euro i jen spadły o 2-3%, a peso meksykańskie runęło w dół po północy, jeszcze przed ogłoszeniem wygranej Trumpa, o ponad 13,07%. Wahania kursu peso są tym, co najlepiej odzwierciedla obecne zmiany od czasu wyborów prezydenckich w USA.
Zaproponowane przez Trumpa renegocjacje (bądź wycofanie się z) Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu (NAFTA) są jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów jego prezydentury. NAFTA, która została zawarta w 1994 r., pozwala na wolny handel towarami i usługami pomiędzy USA, Kanadą oraz Meksykiem. Według PRI Trump zamierza nałożyć na Meksyk oraz Chiny cło importowe w wysokości odpowiednio 35% oraz 45%. Ma on nadzieje, że taki wzrost cen zmusi amerykańskich konsumentów do nabywania krajowych produktów. Jednakże Trump nie uwzględnia bardzo dużego prawdopodobieństwa, że takie działania wywołają zamiast tego wojnę handlową z Meksykiem i Chinami, obejmującą nałożenie ceł na amerykańskie towary eksportowe.
Ponadto niepokojącym również jest fakt, że Republikanie posiadają większość w Izbie Reprezentantów oraz w Senacie. Co więcej Trump być może będzie miał możliwość obsadzenia Sądu Najwyższego. Jeżeli istniała będzie pełna zgodność między pozostałymi gałęziami władzy, to żaden system kontroli i równowagi nie będzie stał na drodze organom wykonawczym. Przykłady z historii mówią same za siebie. Nierozważna decyzja Hoovera o podniesieniu ceł w latach 20. XX w. była umotywowana pragnieniem pozyskania poparcia amerykańskiej klasy robotniczej, a zamiast tego przyczyniła się do Wielkiego kryzysu. Ekonomiści zapewniają, że te same zasady gospodarcze obowiązują również obecnie.
Komentatorzy z PRI twierdzą, że plany Trumpa wywołają większe gospodarcze wstrząsy niż Brexit. Mimo iż Trump uważa, że spełnienie jego obietnic wyborczych ma na celu dobro kraju, to ekonomiści mają całkiem odmienne zdanie. Sądzą oni, że ograniczenie wolnego handlu między USA, Meksykiem a Kanadą będzie miało negatywne skutki. Amerykańska gospodarka jest zależna od "dostępu do ogólnoświatowego łańcucha dostaw, który dostarcza części niezbędne dla niezliczonych sektorów przemysłu, jak i ogromny zakres towarów konsumpcyjnych". Ze względu na to, iż Ameryka jest tak istotnym elementem skomplikowanej sieci globalnego handlu (w której kluczowymi graczami są również Meksyk oraz Chiny), komentatorzy są zgodni co do tego, że zaburzanie stosunków Ameryki z którymkolwiek z tych krajów będzie miało negatywny wpływ na koszty ponoszone przez Amerykanów. Prawdopodobieństwo wojny handlowej z tymi dwoma krajami jest bardzo wysokie, jeśli Trump zdecyduje się wprowadzić swoje plany w życie. Ponadto Trump nie bierze pod uwagę tego, iż przedsiębiorstwa mogą korzystać z outsourcingu z krajów takich jak Wietnam czy Indie zamiast z Meksyku lub Chin.
Kolejnym przejawem niepewności jest katastroficzne i nihilistyczne podejście wyborców, z których wielu uważało i być może nadal uważa, że znajdują się w tak beznadziejnej sytuacji, że już gorzej być nie może. Myśli te wpływają na ich zachowanie. Na przykładzie Brexitu wywnioskowano, że obywatele, którzy głosowali za opuszczeniem UE przyznają, że zdecydowali w ten sposób, aby zemścić się na "tych, którzy błagali ich, aby zagłosowali za pozostaniem w Unii". Potem brytyjscy populiści złośliwie uznali, że gospodarcze skutki Brexitu zostaną wykorzystane przez zamożnych obywateli.
Komentatorzy z New York Times uznają takie poglądy za wysoce mylące. Według nich "rozłam w handlu [po Brexicie] w Europie najbardziej odczują właśnie środowiska przemysłowe", sprawiając, że zmobilizowana politycznie klasa robotnicza będzie "jeszcze bardziej rozwścieczona". Pomimo iż populiści reprezentują zaciekłe poglądy i zgodnie z nimi działają, nie wiedzą, co ich czeka i wyprowadzają sami siebie w gospodarczy ślepy zaułek, głosując na polityków, którzy w sposób oczywisty dopasowują swoje programy do ich poglądów.
Wiele osób głosujących na Trumpa to ci, którzy zazwyczaj głosują na Demokratów, aczkolwiek mieli pewne wątpliwości co do Hillary Clinton. W porównaniu do prawie nieistniejącej przeszłości politycznej Trumpa, kandydatura Clinton była przyćmiona przez media próbujące stworzyć jej negatywny wizerunek w oparciu o polityczne dziedzictwo prezydentury jej męża. Bill Clinton pomógł ustanowić porozumienie NAFTA, w wyniku którego wiele miejsc pracy w USA trafiło do Meksyku. Trump jako oportunista wykorzystał to, zyskując psychologiczną przewagę.
Jeśli chodzi natomiast o szczegóły programu Trumpa, chce on również przeznaczyć ogromną sumę pieniędzy na infrastrukturę, co zapewni Amerykanom pracę. Podobne próby Obamy utykały w martwym punkcie przez tzw. republikańskie jastrzębie deficytu w kongresie. Trumpowi z pewnością będzie łatwiej doprowadzić do wprowadzenia w życie swoich planów.