Jack Ma, znany założyciel chińskiego potentata e-commerce - Alibaby (BABA), - wydaje się, że nacisnął na rządowy odcisk, wywołując łańcuch wydarzeń, które docisnęły śrubę jego największemu osiągnięciu.
Sytuacja w chińskiej spółce robi się coraz bardziej niepewna. Nawet po tym, jak władze firmy przytoczyły informacje, że w grudniu zyski za kwartał przekroczyły oczekiwania, analitycy i eksperci ostrzegają, że dalsze problemy CEO z rządem mogą poważnie zaszkodzić dalszym wzrostom. Inwestorzy patrzą na spółkę teraz dużo uważniej, niż wcześniej, kiedy świat zachwycał się "americam dream" Jacka Ma. Obecne tarcia to nowa rzeczywistość dla inwestorów. Zaczęło się w październiku, kiedy Ma negatywnie skomentował działalność chińskich organów nadzoru na kilka dni przed pierwszą ofertą publiczną Ant Group w Szanghaju i Hongkongu, która miała być największa na świecie. Do IPO jednak nie doszło. Regulatorzy nie pozostali dłużni i "wycieli" z harmonogramu launch na giełdzie na dwa dni przed planowanym wydarzeniem. O blokadzie miały zadecydować "istotne kwestie, takie jak zmiany w otoczeniu regulacyjnym technologii finansowej". Ant Group pracuje nad "planem naprawczym", a Alibaba, która jest spółką matką tej pierwszej zapowiedziała, że będzie współpracować z regulatorami w sprawie wszelkich antymonopolowych wymogów. Wielu obserwatorów nie ma jednak wątpliwości - doszło do pojedynku w kategorii ciężkiej, a najsławniejszego chińskiego biznesmena brutalnie sprowadzono do parteru.
Ten ciąg wydarzeń zwiększył również napięcie między Pekinem a Ma. Od czasu swoich komentarzy w październiku Jack Ma dosłownie znikł, ale na krótko pojawił się w filmie dla swojej fundacji charytatywnej w styczniu. We wtorek Reuters poinformował, że Ma został wykluczony z prestiżowej listy najbardziej przedsiębiorczych przywódców Chin publikowanej przez państwowe media, co ma być kolejnym ciosem wymierzonym przez komunistyczny rząd. Oprócz problemów wizerunkowych na horyzoncie są też większe. Po pierwsze, Grupa Ant mogłaby zostać zmuszona do restrukturyzacji, a nawet likwidacji części swojej działalności, takich jak pożyczki, które napędzały jej wzrost. Takie posunięcia mogą poważnie obniżyć jej wycenę. Druga obawa dotyczy tego, czy organy regulacyjne mogą zmusić Alibabę do zerwania lub zmiany części podstawowej działalności na e-commerce, która jest największym motorem zysku. Na razie największe ryzyko wydaje się wiązać ze zwyczajnym zaufaniem inwestorów do marki, choć firma sama sobie nie może sobie tu nic zarzucić. Firma Campling jednak cały czas podtrzymuje długoterminowy rating kupna akcji Alibaby.
Rebecca Fannin, autorka "Tech Titans of China" twierdzi, że tarcia Ma z Pekinem w końcu się załagodzą, ale będzie wymagało to "zwinności ze strony Alibaby, aby poradzić sobie z presją rządu, zmieniającymi się potrzebami konsumentów w gospodarce cyfrowej i obawami inwestorów". Akcje Alibaby notowane na amerykańskiej giełdzie znajdują się pod presją spadając z rekordowego poziomu 317,14 USD notowanego 27 października do 254,50 USD podczas zamknięcia sesji we wtorek, co stanowi spadek o 20%. Ale niektórzy analitycy i inwestorzy pozostają optymistyczni. Mizuho Bank podniósł we wtorek cenę docelową akcji z 270 USD do 285 USD. Matthew Schopfer, szef działu badań w Infusive, który zainwestował w Alibabę stwierdził, że obecnie niepokoje giganta technologicznego odbiją się jedynie echem dla inwestorów długoterminowych. Według niego Alibaba jest czołowym przykładem możliwości technologicznych Chin i nie spodziewa się, że rząd na stałe zniszczy ten biznes. Dodatkowo, w jego opinii zaostrzone regulacje mogą tylko bardziej e-commerce wzmocnić.