Pierwsza oferta publiczna Ubera (UBER) mogła być znacznie bardziej udana. Firma wyceniała swoje akcje na wyjątkowo niskim poziomie w swojej ofercie i znacznie poniżej ceny, którą Wall Street szacowało w ostatnim miesiącu. Wiele czynników wpłynęło na falstart Ubera, jednak najważniejszym są równie kiepskie loty LYFT (LYFT), z którą więcej ją łączy, niż dzieli.

Kiepski timing amerykańskiego giganta transportowego najprawdopodobniej kosztował firmę miliardy dolarów. Jak się okazuje, czas na giełdzie czas bardzo istotnym zasobem. Dla Ubera czas rozpoczęcia pierwszej oferty publicznej mógł być korzystniejszy. Firma ściśle związana ze znaną na całym świecie aplikacją przeznaczoną do obsługi przewozów weszła na giełdę tydzień temu w czwartek, wyceniając jedną akcję na poziomie 45 USD. Cena była zbliżona do dolnej granicy w zakresie kwot 44 - 50 USD za akcję, co oznacza kapitalizację na poziomie 75,5 mld USD. Oczywiście, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Przy tych warunkach Uber pozyskał 8,6 mld USD w swojej pierwszej ofercie publicznej. Oznacza to nie mniej, nie więcej, że 10-letnia firma wchodzi na rynki publiczne mając wartość większą niż Ford, wypożyczalnia samochodów Avis i gigant telewizji płatnej Viacom razem wzięci. Jednak początkowa wycena publiczna jest wyraźnie rozczarowująca dla spółki i jej pierwszych inwestorów, w porównaniu do niebagatelnych 100 miliardów dolarów, na wieść których amerykański gigant zacierał ręce.

Najważniejszym z powodów, które wpłynęły na falstart Ubera są równie kiepskie losy finansowe Lyft, z którą ma wiele wspólnego, a w USA obie firmy są uważane za bliźniacze. Oba przedsiębiorstwa również rozwijają się od formy standardowej usługi samochodowej, w kierunku takich usług jak udostępnianie rowerów i skuterów oraz pojazdów samobieżnych. I mimo odnotowywania wysokich wzrostów przychodów, władze Ubera zaznaczają, że wydatki operacyjne znacząco wzrosną w przewidywalnej przyszłości, co może oznaczać koniec rentowności. Inne czynniki również zaważyły na IPO Ubera, które przebiegło poniżej oczekiwań. Pod koniec ubiegłego miesiąca firma zaktualizowała dane finansowe, by uwzględnić wstępny szacunek wyników za pierwszy kwartał. Raport ten nie był dobry dla spółki. Co gorsza, firma podała, że jej kwartalna strata, która spadła w czwartym kwartale 2018 roku do 865 mln USD, wzrosła w pierwszym kwartale 2019 roku do co najmniej 1 mld USD.

Przychody Ubera w tym okresie wzrosły zaledwie z 18% do 20%. Wskaźnik ten to jedynie 25% rocznego tempa, w którym przychody rosły w czwartym kwartale ubiegłego roku. Co więcej, to jedynie 42% tempa wzrostu dla całego ubiegłego roku. Sytuacji nie poprawił strajk kierowców Lyft i Ubera, choć ten akurat fakt prawdopodobnie nie miał większego wpływu na IPO. Ale to nie wszystko, z czym walczy Uber. Jak każda inna firma, podlega takim samym prawom rynku, będąc podatną na zawirowania na amerykańskim rynku akcji i międzynarodową sytuację polityczną. Giełdy amerykańskie odnotowywały spadki mniej więcej w czasie wejścia Ubera na rynki, a wiele głównych indeksów spadło w ciągu ostatniego miesiąca. Obawy o gospodarcze skutki wojny handlowej z Chinami nasiliły się po tym, jak prezydent Donald Trump zagroził, że nałoży dodatkowe cła na chińskie towary. Mimo tego zwrotu akcji wycena spółki z San Francisco plasuje się pośród największych debiutów giełdowych w historii USA.