W ubiegłym tygodniu rząd federalny w końcu wznowił swoją działalność. Partia Demokratyczna zgodziła się na przyjęcie kolejnej ustawy budżetowej, która obowiązywać ma przez nadchodzące 3 tygodnie. Dodatkowo nowy akt prawny ma zapewnić 6-letnie dofinansowanie programu ubezpieczeń zdrowotnych dla dzieci (Children's Health Insurance Program). Niemniej jednak w dalszym ciągu nie rozwiązano jeszcze wielu istotnych dla USA kwestii, jak na przykład reforma prawa imigracyjnego, program DACA (ochrona dla imigrantów, którzy nielegalnie przybyli do Stanów Zjednoczonych jako dzieci) czy budowa muru na granicy z Meksykiem.
Wieści o wznowieniu działalności rządu szybko zostały przyćmione przez doniesienia gazety "New York Times", według których Trump miał zażądać zwolnienia prokuratora, Roberta S. Muellera III, który obecnie prowadzi śledztwo w sprawie ingerencji rosyjskiej w wybory prezydenckie w 2016 roku. Podczas piątkowego Światowego Forum Ekonomicznego w Centrum Kongresowym w szwajcarskim Davos Trump zdementował te informacje, mówiąc: "Fake newsy, ludzie... Fake newsy. Typowa zmyślona historyjka New York Timesa".
Należy zaznaczyć, że dziennikarze przeprowadzili wywiad wśród kilku zaangażowanych w tę sprawę pracowników Białego Domu. Według ich zeznań Trump miał stwierdzić, że Mueller nie jest odpowiednią osobą do kierowania śledztwem w sprawie ingerencji Rosji z kilku względów. Po pierwsze prokurator miał zrezygnować z członkostwa w klubie golfowym Trumpa w Sterling w stanie Wirginia po tym, jak mężczyźni pokłócili się o wysokość opłat. Po drugie Mueller pracował niedawno dla kancelarii adwokackiej, która reprezentowała Jareda Kushnera, zięcia prezydenta, a po trzecie miał on odbyć rozmowę dotyczącą ponownego powołania go na stanowisko szefa FBI dzień przed mianowaniem na specjalnego prokuratora wiosną ubiegłego roku.
Kiedy Trump rzekomo zażądał zwolnienia Muellera, radca prawny Białego Domu, Donald F. McGahn, miał odmówić przekazania rozkazu Departamentowi Sprawiedliwości i zagrozić złożeniem rezygnacji w razie wywierania na niego nacisku. Chociaż niekonwencjonalne decyzje prezydenta Stanów Zjednoczonych zadziwiły niejednego doświadczonego polityka, wielu uważa, że zwolnienie Muellera mogłoby pozbawić administrację Trumpa ostatnich pozorów praworządności. Lindsey Graham, republikańska senator z Południowej Karoliny, stwierdziła w programie telewizyjnym ABC's This Week: "Dla mniej oczywistym jest fakt, że gdyby Trump pozbył się Muellera, nastąpiłby koniec jego prezydentury". Ponieważ podobna sytuacja nigdy jeszcze nie miała miejsca, realne konsekwencje usunięcia Muellera pozostają jedynie w sferze domysłów.
W poprzednim tygodniu administracja Trumpa podjęła decyzję o złagodzeniu przepisów w zakresie ochrony środowiska. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (Enviromental Protection Agency, EPA) ogłosiła wycofanie wprowadzonych "raz i na zawsze" ograniczeń dla fabryk i producentów będących głównymi sprawcami zanieczyszczenia powietrza. Przepisy weszły w życie w 1995 roku i wymusiły na przedsiębiorcach modernizację stosowanych przez nich technologii oraz ścisłe przestrzeganie norm ograniczających emisję szkodliwych gazów. Żadna spółka, która raz znalazła się na "czarnej liście" Agencji Ochrony Środowiska, nie mogła zostać z niej usunięta. Nowe zasady przewidują jednak taką możliwość, jeżeli tylko podmiot spełni minimalne wymagania potrzebne do uznania go za niegroźnego dla środowiska. Organizacje zajmujące się ochroną przyrody zgodnie potępiły decyzję Agencji, ponieważ regulacje z 1995 roku uznawane były za "fundament" amerykańskiego prawa w zakresie ochrony powietrza. Z drugiej strony, dla spółek przemysłowych takie postanowienie jest powodem do świętowania.