W tym tygodniu Senat przyjął plan ustawy o reformie podatkowej, która najprawdopodobniej trafi na biurko prezydenta Trumpa w ciągu kilku nachodzących tygodni. 51 republikańskich senatorów zagłosowało na korzyść ustawy, przeciwnych było 49 senatorów, w tym jeden republikanin - Bob Croker ze stanu Tennessee. Żaden członek Partii Demokratycznej nie głosował za reformą. Wprowadzenie zmian w systemie podatkowym to jeden z największych sukcesów administracji Trumpa.
Niektóre kwestie związane z ustawą wzbudzają niepokój wśród demokratów. Chodzi na przykład o zmniejszenie stopy podatku od przedsiębiorstw z 35% na 20% czy o ogólną redukcję podatku dochodowego. Republikanie "zadedykowali" tę reformę klasie średniej, co można usprawiedliwić faktem, że sytuacja podatkowa średniozamożnych obywateli Stanów Zjednoczonych ulegnie znaczniej poprawie. Należy jednak zaznaczyć, że w ciągu 6 lat (Kongres będzie mógł przedłużyć ten termin) przewidziana jest ponowna podwyżka stawek dla osób fizycznych. Dla osób prawnych wysokość podatku pozostanie taka sama. Z raportu niezależnej instytucji Joint Commitee on Taxation wynika, że cięcia podatkowe w ciągu kilku lat zwiększą deficyt budżetowy o bilion dolarów.
Wiele rozwiązań proponowanych w ustawie o reformie podatkowej zdaje się być częścią wojny kulturowej między "niebieską" (demokraci) a "czerwoną" (republikanie) Ameryką. W stanach, np. w Kalifornii, Nowym Jorku, New Jersey czy Illinois zostanie wprowadzona podwyżka stawek podatkowych. Powód jest prosty: są to obszary, w których ulokowane są miasta, takie jak Nowy Jork, Los Angeles czy Chicago, najodważniej stawiające opór prowadzonej przez Trumpa polityce. Zmiany w kodeksie podatkowym spowodują podwyższenie opłat za dostęp do wyższej edukacji, która stanie się nieosiągalna dla uczniów z rodzin klasy średniej i niskiej. Philip Altbach, profesor i założyciel Centrum Wyższego Szkolnictwa przy Boston College, twierdzi, że "ta ustawa to bez wątpienia element wojny kulturowej. Jest skierowana przeciwko wyższej edukacji oraz roli, jaką odrywa w społeczeństwie. Wszystkie uczelnie i uniwersytety powinny traktować ją jako ostrzeżenie".
Obecnie Trump jest zaangażowany w śledztwo mające na celu zbadanie roli Rosji w wyborach prezydenckich w 2016 roku. W jednym z sobotnich postów na Tweeterze napisał: "Musiałem zwolnić Flynna, ponieważ skłamał wiceprezydentowi (Mike'owi Pence'owi)i funkcjonariuszom FBI". Następnie stwierdził, że nigdy nie kazał Jamesowi Comey'owi (byłemu szefowi FBI) zakończyć śledztwa w sprawie Flynna. Jego wersja wydarzeń przeczy tej przedstawionej przez Comey'a. Jeżeli prezydent Stanów Zjednoczonych wiedział o tym, że Flynn składał fałszywe zeznania FBI, a potem kazał zakończyć jego śledztwo, może zostać postawiony w stan oskarżenia z powodu utrudniania działań wymiaru sprawiedliwości.