Cóż, przynajmniej jedna osoba uważa, że benzyna jest zbyt tania. Niestety tą osobą jest prezydent Stanów Zjednoczonych. W piątek prezydent Obama zasugerował wprowadzenie opłaty w wysokości 10 dolarów za baryłkę ropy, koszty te miałyby pokrywać spółki naftowe. Dlaczego jednak ktokolwiek chciałby wprowadzić tak drastyczny podatek? Cóż, w teorii cel jest szczytny. Prezydent od lat mówi o problemie związanym z zatrzymaniem się rozwoju infrastruktury. Raz za razem mówił o tym w swoich orędziach, a także składał odważne obietnice dotyczące ogromnych tranzytów, kolei wysokich prędkości, samochodów autonomicznych i innych projektów takich jak naprawy mostów i autostrad. Kongres za każdym razem odrzucał jego propozycje z czysto praktycznych powodów - nie było wystarczających sum pieniędzy na pokrycie tak dużych przedsięwzięć.Po długich namysłach prezydent uznał, że znalazł rozwiązanie - opodatkować rope! Ropa jest tania, a według opinii publicznej duże spółki naftowe to grube ryby, które i tak zarabiają mnóstwo pieniędzy. Jest jednak jeden problem, Amerykanie nie są głupi i szybko zorientowali się, że 10 dolarowy podatek, który zostanie nałożony na spółki naftowe, w rzeczywistości będzie 33% podatkiem, którego koszt poniosą Amerykanie. Najgorsze jest to, że ten podatek będzie wprowadzany przez następne 5 lat. Jeśli z jakiegoś powodu ceny ropy urosną w ciągu tych 5 lat, Amerykanie najzwyczajniej będą co raz więcej płacić na stacjach paliwowych.

Jedno jednak trzeba prezydentowi oddać. Na jego obronę można powiedzieć, że powinny znaleźć się środki na rozwój infrastruktury, ale nie można pytać podatników czy chcą płacić jeszcze większe podatki. Więc... Prezydent chce wprowadzić podatek, który ma uderzyć w najbardziej znienawidzone przez Amerykanów spółki, a dotychczasowe podatki nie wzrosną. Nieźle pomyślane, ale wszyscy już przejrzeli ten pomysł na wylot.

Po oburzeniu, które wywołało to oświadczenie prezydenta, rzecznik Białego Domu, Paul Ryan, powiedział, że "szansa, że ten pomysł zostanie przyjęty są mniejsze niż 0." Na razie wygląda na to, że wszystko to minie, a prezydent będzie musiał znaleźć inny sposób, aby opłacić swoje kosztowne obietnice. Nie oznacza to jednak, że prezydent się poddał. Teraz Obama przygotowuje o wiele większe przemówienie, w którym znów spróbuje przekonać rząd do tego podatku. Zobaczymy jak sprawy się potoczą, ale w Waszyngtonie wyraźnie szykuje się zaciekła walka.