Jednym z największych utrapień traderów i inwestorów są ETF-y z trzykrotną dźwignią. Z jakiegoś powodu amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd nie ma nic przeciwko ETF-om lewarowanym, najpierw dopuściła więc do obrotu te z dwukrotną dźwignią. Wkrótce pojawiły się kolejne, już z trzykrotną dźwignią. Domy maklerskie obsługujące dużą liczbę inwestorów, między innymi TD Ameritrade, zauważają, że pozycje zajmowane przez ich klientów w tego typu instrumentach często są stratne. Cóż, w tym tygodniu - jakby kłopotów było zbyt mało - Komisja dopuściła pierwsze ETF-y lewarowane z CZTEROKROTNĄ dźwignią!
Muszę zaznaczyć, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem ETF-ów lewarowanych. Jeśli przeszukacie nasze archiwum, znajdziecie kilka artykułów na temat nielicznych zalet i licznych wad inwestowania w tego typu fundusze. Mimo wielu skarg i wątpliwości Komisja Papierów Wartościowych i Giełd postanowiła zezwolić na wprowadzenie dwóch ETF-ów z czterokrotną dźwignią. Fundusze zostały utworzone przez ForceShares. Pierwszy z nich, oparty o kontrakty terminowe na indeks S&P 500, znajdziecie pod symbolem
Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, po co powstają takie produkty? Wyobraźcie sobie, jaka będzie ich zmienność. Jeśli S&P straci 1%, teoretycznie
Ostatnie pytanie brzmi: gdzie leży granica? Czemu mielibyśmy poprzestać na czterokrotnej dźwigni? A jeśli Komisja Papierów Wartościowych i Giełd dopuściłaby fundusz z pięciokrotną dźwignią? Dziesięciokrotną? Stukrotną? W którym momencie członkowie instytucji nadzorczej stwierdziliby, że już wystarczy? Podsumowując, trzymajcie się od tego typu produktów z daleka. W ten sposób najszybciej się ich pozbędziemy. Jeśli nikt nie będzie chciał w nie inwestować, zostaną wycofane. Niestety bardziej prawdopodobne jest, że zyskają dużą popularność i doprowadzą niedoinformowanych inwestorów do ruiny.