Na parkietach giełdowych przy ulicy Wall Street każdego dnia trafiają się spółki, które gwałtownie zyskują lub tracą na wartości. Prym w tej dziedzinie wiedzie sektor farmaceutyczny i biotechnologiczny, gdzie luki pomiędzy sesjami giełdowymi mogą sięgać w skrajnych przypadkach kilkudziesięciu procent. W dwie strony. W trakcie czwartkowej sesji, uwagę rynku, szczególnie jego bardziej spekulacyjnej części, skupił spadek jednego z farmaceutyków Sage Therapeutics
Schemat niemal zawsze wygląda tak samo. Kiedy spółka farmaceutyczna, często niewielka o małej kapitalizacji giełdowej, niewielkiej płynności, ogłasza podjęcie prac na preparatem na leczenie konkretnej choroby, kurs gwałtownie rośnie. Proces opracowywania jest długi i bardzo kosztowny, natomiast skuteczność preparatów ocenia się w ramach szczegółowych testów składających się z trzech etapów, które nadzoruje amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA). Każde sukcesy w procesie produkcji są upubliczniane, co z reguły wywołuje zainteresowanie i wzrost kursu akcji. Statystyka jest jednak bardzo niekorzystna - mniej niż 1 na 10 preparatów uzyskuje aprobatę FDA i może zostać dopuszczony na rynek konsumencki. Grając w farmaceutyki należy liczyć się z dużym ryzykiem. Straty, tak jak wspomniany Sage, są zwykle nieodwracalne, ponieważ wyceny rynkowe zawierają przyszły sukces i bez względu na bieżący komunikat firmy, inwestorzy szybko tracą zainteresowanie spółką, wyprzedając ją po każdej cenie i wysyłając ją na daleki margines.