Pandemia koronawirusa wyrządziła ogromne szkody gospodarcze w krajach na całym świecie. Niektóre rynki w Stanach Zjednoczonych były w stanie otrząsnąć się z kryzysu i rozpocząć proces regeneracji, ale są też takie, które nie dostały od władz zielonego światła na wznowienie działalności. Chodzi między innymi o parki rozrywki, takie jak Disneyland
Przedłużający się okres zamknięcia ściągnął na władze stanowe falę krytyki ze strony zarządców parków. Kalifornijski urząd ds. zdrowia publicznego przedstawił wytyczne, które pozwalają otworzyć się największym parkom rozrywki, o ile w hrabstwie, w którym są zlokalizowane, liczba zachorowań na COVID-19 w przeliczeniu na 100 000 mieszkańców będzie wynosiła 1.
W hrabstwie Orange, w którym znajdują się dwa Disneylandy, jest obecnie około 5 zarażeń na 100 000 mieszkańców, natomiast w hrabstwie Los Angeles z parkiem Universal jest ich aż 10.
"Dowiedliśmy, że możemy ponownie otworzyć nasze parki na całym świecie w odpowiedzialny sposób, ściśle przestrzegając protokołów zdrowia i bezpieczeństwa, opartych na danych naukowych" - napisał Ken Potrock, szef Disneyland Resort, w oświadczeniu opublikowanym na Twitterze
Portrock dodał, że "stanowe wytyczne nie dopuszczą do naszego otwarcia w najbliższej przyszłości, pozbawiając tysiące ludzi pracy... i nieodwracalnie niszcząc społeczność w Anaheim/ Południowej Kalifornii".
Dyrektorka stowarzyszenia Californian Attractions and Parks Association Erin Guerrero powiedziała podczas jednej z konferencji prasowych, że kalifornijskie parki rozrywki mogą podjąć działania prawne mające na celu wywarcie nacisku na lokalne władze i zmusić je do rozważenia wycofania obostrzeń.
Pandemia: aktualizacja
Pandemia koronawirusa w Stanach Zjednoczonych postępuje w niepokojąco szybkim tempie. W wielu regionach obserwuje się gwałtowny wzrost wskaźników hospitalizacji. Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom USA (CDC) poinformowało, że nowe przypadki zachorowań pojawiają się "naprawdę we wszystkich częściach kraju".
"Niestety, obserwujemy niepokojący trend" - powiedział Jay Butler, zastępca dyrektora ds. chorób zakaźnych CDC, cytowany przez CNBC. Dodał, że najwyższe stopy zakażeń zgłaszane są w środkowo-zachodniej części USA.
Oczekuje się, że w okresie jesienno-zimowym, kiedy ludzie spędzają więcej czas w pomieszczeniach zamkniętych, liczba zachorowań na koronawirusa będzie rosła. W ciągu ostatnich siedmiu dni wśród Amerykanów doszło do ponad 50 000 zarażeń, co przypomina sytuację z lipca tego roku.