Do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych zostały już niecałe trzy miesiące. Wielu przedstawicieli rządu federalnego i organów ds. zdrowia publicznego wzywa do wprowadzenia dodatkowych opcji głosowania, w tym drogą pocztową. Bezpieczne lub nie, rozwiązanie to okazuje się być problematyczne pod względem wykonania: amerykańska poczta ostrzega, że prawdopodobnie nie zdoła rozesłać kart do głosowania wszystkim wyborcom na czas.
Co się stało z USPS?
Urząd Pocztowy USA (USPS) napotyka w ostatnim czasie na liczne utrudnienia, które mogą uniemożliwić niektórym Amerykanom oddanie głosu korespondencyjnie w listopadowych wyborach. Źródłem spowolnienia działalności listonoszy mają być decyzje nowego poczmistrza generalnego Louisa DeJoy'a. Jak podaje Associated Press, świeżo upieczony szef poczty szuka oszczędności na wiele sposobów. Najpierw zabrał pracownikom możliwość pracy w nadgodzinach i dostarczania przesyłek w godzinach nocnych, potem skrócił godziny otwarcia placówek pocztowych tam, gdzie mogą one być otwarte, aż w końcu rozmontował maszyny do sortowania paczek i postanowił o usunięciu przydomowych skrzynek na listy.
Amerykańskie Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) zaleca przeprowadzenie wyborów drogą korespondencyjną, aby ograniczyć ryzyko zarażania się w lokalach wyborczych. Mimo to prezydent USA Donald Trump stanowczo odmawia dofinansowania USPS, twierdząc, że głosowanie poprzez pocztę może wpłynąć niekorzystnie na integralność wyborów, a nawet stanowić okazję do oszustwa.
Członkowie Kongresu Stanów Zjednoczonych już od jakiegoś czasu apelują o przyznanie poczcie dodatkowych środków, aby mogła jak najlepiej przygotować się na rozsyłanie i odbieranie kart do głosowania. Spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi wezwała polityków do wcześniejszego powrotu z przerwy wakacyjnych i zablokowania zmian, które w ostatnim czasie spowolniły USPS.
DeJoy wyraził zgodę na złożenie zeznań przed podległym Izbie Komitetem ds. Nadzoru. Organ zbada, czy decyzje poczmistrza na rzecz cięcia kosztów naruszyły prawo do głosowania Amerykanów.
Najgorsze dopiero nadejdzie
Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo oznajmił, że eksperci w dziedzinie zdrowia są mocno zaniepokojeni faktem, że zbliżający się sezon na grypę pokryje się z pandemią koronawirusa.
"Mamy sezon przeziębień. Wszyscy kichają, kaszlą i mają katar. Kto ma grypę, a kto COVID? To stanie się dużo trudniejsze do wykrycia" - stwierdził Cuomo podczas poniedziałkowej konferencji w Albany, cytowany przez CNBC.
Nowojorski gubernator ostrzega, że w tych samych placówkach, w których robi się testy na koronawirusa, leczeni są też pacjenci z grypą. Dodaje, że celem uniknięcia całkowitego przeciążenia laboratoria prawdopodobnie będą musiały ograniczyć badania na oba wirusy.
Amerykańskie władze ds. zdrowia z niepokojem czekają, aż te dwie śmiertelne choroby zderzą się ze sobą. W okresie jesienno-zimowym ludzie chętniej gromadzą się w zamkniętych pomieszczeniach, co sprzyja wzrostowi zachorowań. W USA jest obecnie ponad 5 mln potwierdzonych przypadków i przynajmniej 170 000 ofiar śmiertelnych COVID-19.