Według Nicholasa Melhuisha szefa funduszu globalnych akcji Amundi inwestorzy z powodu ryzyka związanego z Brexitem niechętnie kupują brytyjskie akcje. Nastroje na Wyspach są wyjątkowo negatywne i skalą pesymizmu sięgają czasów kryzysu finansowego w 2008 roku.
"Wielka Brytania wygląda wyjątkowo tanio - i atrakcyjnie. Staje się złym miejscem do inwestycji dla niektórych ludzi " - powiedział Melhuish w wywiadzie udzielonym w Londynie. "Międzynarodowe korporacje jeszcze do niedawna chętnie otwierały swoje siedziby w Wielkiej Brytanii, ale wkrótce może się to zmienić." Te słowa padły w kontekście możliwości opuszczenia Wysp przez przedsiębiorstwa i przeniesienia ich siedzib do innych krajów Unii Europejskiej.Indeks FTSE 100 Index (INDEXFTSE: UKX), w skład którego wchodzą firmy osiągające dochody w około trzech czwartych ze sprzedaży z zagranicy notowany jest na poziomie ceny do zysku w wysokości ok. 13, zbliżonym do najniższego od 2014 roku. Od początku stycznia spadki były dużo bardziej gwałtowne niż te na indeksie Euro Stoxx 50 (INDEXSTOXX: SX5E), a analitycy rynku kapitałowego w dalszym ciągu przewidują mniej pozytywnych informacji dla brytyjskich akcji niż dla tych ze strefy euro.
Jednak pomimo spadków zawsze warto szukać okazji. Melhuish, który odmówił omówienia konkretnych akcji, powiedział, że niektóre spółki z sektora naftowego i farmaceutycznego w Wielkiej Brytanii są przedmiotem szczególnie atrakcyjnych wycen. Niektóre brytyjskie firmy medyczne mogą znajdować się w atrakcyjnym momencie. Sektor ten stanowi około 9 procent całego FTSE 100, z największymi przedstawicielami takimi jak: GlaxoSmithKline Plc (LON: GSK), AstraZeneca Plc (LON: AZN) i Shire Plc (LON: SHP).
Melhuish znajduje również możliwości inwestowania w większe ilości akcji krajowych, których wielu inwestorów unikało z powodu rosnącego niepokoju sytuacją brytyjskiej gospodarki. Jego zdaniem w tych okolicznościach kraj radzi sobie całkiem nieźle. Aktywność gospodarcza w obszarze usług wzrosła w lutym bardziej niż oczekiwano, a liczba nowych przedsiębiorstw wzrastała drugi miesiąc z rzędu.
Nie bez znaczenia dla sytuacji na rynku brytyjskim pozostaje relacja funta szterlinga do dolara amerykańskiego. Mamy tutaj kilka ważnych czynników, które trzeba brać pod uwagę. Pierwszy to ogólny kierunek dolara. Jak powszechnie wiadomo, dolar był słaby w ubiegłym roku i taki stan rzeczy utrzymuje się również obecnie.
Drugim czynnikiem jest perspektywa kolejnej podwyżki stóp procentowych po ruchu z zeszłego listopada. Bank Anglii spotkał się ponad dwa tygodnie temu, ale na podstawie danych z rynku OIS (overnight indexed swap) wiemy, że szanse na podwyżkę są bardzo niskie.
Trzecim czynnikiem jest sam Brexit. Wielka Brytania jest częścią UE, ale ma prawo do rezygnacji z najodważniejszych inicjatyw, w tym wspólnej waluty. Strategia poszukiwania luźniejszego związku była dość udana. Jednakże, w miarę jak UE rosła w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci, zasada jednomyślności w podejmowaniu decyzji musiała ustąpić miejsca głosowaniu większością kwalifikowaną. Doprowadziło to do tego, że Wielka Brytania straciła prawo weta w wielu kwestiach (ale nie we wszystkich).
Wiele osób w Wielkiej Brytanii twierdzi, że zmieniła się sama Unia. Wydaje się, że w tym twierdzeniu jest trochę prawdy, ale wysiłki zmierzające do poszerzenia zakresu współpracy były stałym nurtem. Co więcej, prawdą jest również, że część torystów i brytyjskich wyborców była konsekwentnie przeciwna UE.
Po tym, jak Zjednoczone Królestwo formalnie zadeklarowało, że zamierza odejść, UE zatrzymała wszystkie karty. Ustaliła strukturę negocjacji. Najpierw porozumienie rozwodowe, a następnie nowy związek. Podczas nalegań brytyjskich wprowadzono trzeci krok, okres przejściowy. Z punktu widzenia negocjatorów z Unii Europejskiej Wielka Brytania sama sobie zaprzecza, chcąc wybrać tylko te części UE, które przynoszą jej korzyści, takie jak jednolity rynek, i porzucić wszystko to, co jej się we Wspólnocie nie podoba.
Tak było na początku miesiąca. Urzędnicy UE wypuścili swój projekt traktatu dotyczącego Brexitu, a premier May odrzuciła go natychmiast. Kwestia granicy irlandzkiej, która przedłużyła pierwszą fazę negocjacji nie została w pełni rozwiązana przez Wielką Brytanię, a europejski projekt wzywa do pozostawienia Irlandii Północnej w unii celnej po Brexicie.
To jest nie do przyjęcia dla rządu Wielkiej Brytanii. Po utracie większości parlamentarnej w zeszłym roku May oparła się na unionistach z Demokratycznej Irlandii Północnej. Dzięki temu było możliwe porozumienie. Decyzja Wielkiej Brytanii o opuszczeniu UE istotnie mu zagraża. Istnieją inne nierozstrzygnięte kwestie, takie jak stosowanie prawa UE i rola Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na etapie przejściowym.
Pozycja May zawsze była trudna i staje się coraz trudniejsza. Jej partia jest mocno podzielona. Wysiłki na rzecz drugiego referendum w pewnym momencie wydają się zyskiwać na popularności. Przypomnijmy, że referendum w 2016 r. było prawnie niewiążące. Istnieje również ryzyko, że Wielka Brytania odejdzie bez umowy i porozumienia z UE.
Wydaje się, że Wielka Brytania dąży do kryzysu politycznego. Może to nastąpić już w następnym kwartale, kiedy odbędą się wybory lokalne. Ewentualny rozpad rządu mógłby doprowadzić do trzecich już wyborów w ciągu kilku lat.