Procter & Gamble
Głównym problemem P&G jest spowolniony wzrost sprzedaży. W zamkniętym roku fiskalnym - właśnie opublikowano raport - odnotowano wzrost sprzedaży organicznej o zaledwie 1% rok do roku, a to mniej niż mówiły prognozy zarządu spółki, które przedstawiono na początku bieżącego roku. Perspektywa wojny handlowej to także kłopot, jeżeli sprawy wymkną się spod kontroli, P&G może znacznie odczuć spadek sprzedaży i zysków. Co mówi kierownictwo? CEO spółki - David Taylor - tłumacząc, skąd się wzięły słabe wyniki na konferencji, przytoczył powód przede wszystkim brutalnych warunków rynkowych i mocną presję cenową w branży artykułów konsumpcyjnych, którą określił jako "dynamiczne środowisko". Ceny sprzedaży spadły średnio o 2 proc. i niemal całkowicie zniosły nieznaczny wzrost wolumenu sprzedaży. Najlepiej radzi sobie segment kosmetyczny, jednak pozostałe piony odnotowały znaczące spadki (np. środki do prania). Dzięki trzymaniu kosztów w ryzach, poprawie efektywności w obszarach marketingu czy łańcucha dostaw, spółka zbilansowała słabsze od oczekiwań wpływy z przychodów i przewiduje znaczące odbicie w nadchodzącym roku obrotowym. Jak ma do tego dojść?
P&G opublikował agresywną oficjalną prognozę na nadchodzący rok finansowy przewidujący wzrost sprzedaży na poziomie 2-3 proc. w porównaniu do 1-proc. w roku, który właśnie się zamknął. Kluczowym elementem tego wzrostu przychodów mają być wyższe ceny sprzedaży o 4-5 proc, choćby w sieci Pampers czy markach Bounty, Charmin i Puffs. Ta dość ryzykowna strategia, w momencie słabszego popytu, może otworzyć drzwi dla konkurencji do kradzieży udziału w nasyconym rynku. Ale P&G wydaje się gotowy na odważniejsze ruchy portfelowe, mające na celu uniknięcie kolejnego roku słabego wzrostu sprzedaży.
Rynek nie był szczególnie zaskoczony, wcześniej wyniki publikował konkurencyjny Kimberly-Clark