Parataksówkarz UBER (NYSE:UBER) odnotował dwa dni z rzędu straty na giełdzie, po tym, gdy spółka podała w poniedziałek wieczorem raport za trzeci kwartał. Jego treść wskazuje, że droga wiecznie deficytowego przewoźnika do uzyskania rentowności jest bardzo daleka.
Wprawdzie wyniki spółki zaprezentowały się nieco lepiej od oczekiwań, jednak inwestorzy i tak wyrazili obawy o dalsze perspektywy i opłacalność biznesu Ubera. Przychody wyniosły 3,8 mld USD (wzrost o 30% r/r, oczekiwano 3,7 mld USD), jednak straty nadal są porażające - 1,2 mld USD łącznie czyli 0,68 USD na akcję (oczekiwano 0,81 USD). Według najnowszych wyliczeń z platformy Ubera korzysta 103 mln użytkowników.
Według oświadczenia CEO Dara Khosrowshahi, spółka ma cel, aby osiągnąć rentowność EBITDA (czyli przed podatkami, amortyzacją itp) w 2021 roku, jednak poza tym lakonicznym komunikatem nie podano żadnych szczegółów, które umocowałyby te zapowiedzi. Póki co dyrektor finansowy Nelson Chai zapowiedział podanie wytycznych na 2020 rok po publikacji wyników za ostatni kwartał. Tylko tyle.
Co jest w biznesie Ubera nie tak? Wizja firmy, aby uczynić wszystkie formy transportu bardziej dostępnymi, szybszymi i tańszymi, jest jak najbardziej godna pochwały. To właśnie dzięki działalności Ubera doszło do ewolucji systemu transportu pasażerskiego w miastach, jednak mimo upływu lat, firma nadal nie może znaleść sposobu, aby na tym zarobić. I to w sytuacji, gdy kierowcy i ich pojazdy są kontrybutorami, a nie etatowymi pracownikami. Straty operacyjne w 2016 r. wyniosły 3 mld USD, 4,1 mld USD w 2017 r. oraz 3 mld USD w 2018 r. W drugim kwartale 2019 r. Uber odnotował największą w historii stratę - 5,2 mld USD. Problemem Ubera jest nieustanna ekspansja geograficzna, a to wymaga ogromnych nakładów finansowych. I nie zawsze się udaje. Przykładem kompletnej klapy może być zderzenie z rynkiem chińskim - firma wydała około 2 mld USD na dostosowanie się do lokalnych przepisów, pozyskania kierowców i klientów, po to, aby później odsprzedać biznes lokalnemu konkurentowi Didi Chuxing.
Ponadto komentatorzy zwracają uwagę, że firma uruchamia nowe gałęzie nierentownego biznesu jak Uber Eats, które generują kolejne koszty, nie mając profitów z podstawowej działalności. Nie jest tajemnicą także, że wśród kierowców współpracujących z aplikacją jest bardzo duża rotacja, głównie z powodu niskich stawek, co jest szczególnie uciążliwe w miastach o wysokich kosztach utrzymania. To znów wymusza na firmie nakłady na promocję i marketing, aby uzupełniać braki w kadrze. W końcu na lokalnych rynkach funkcjonuje coraz więcej mniejszych konkurentów (jak w Polsce Bolt), którzy wyraźnie psują biznes giganta i na pewno w przyszłości wpłyną na potencjał jego wzrostu. Warto także wspomnieć o bliżej nieokreślonych wydatkach korporacyjnych obejmujących uruchamianie nowych biur, przyjęcia firmowe czy wynagrodzenia. Podczas gdy większość kierowców wykonujących właściwą usługę przewozu, ledwo wiąże koniec z końcem, Khosrowshahi przyniósł do domu ponad 45 mln USD w 2018 roku, jak podaje prospekt spółki.
Reasumując, póki Uber nie doprowadzi do prawidłowego działania swojej podstawowej działalności, inwestorzy nie zobaczą zysku jeszcze przez wiele kwartałów. Od początku notowań na giełdzie, akcje spółki straciły na wartości 35%.