Po atakach terrorystycznych w Paryżu i masowej strzelaninie w San Bernardino w Kalifornii wielu ustawodawców i osób prywatnych naciska na Facebooka (NASDAQ: FB), Twittera (NYSE: TWTR) i Google (NASDAQ: GOOG), oraz inne technologiczne spółki, by zwiększyły swoje starania w raportowaniu potencjalnych terrorystów. Jest to związane są z ostatnio wprowadzoną do Kongresu Stanów Zjednoczonych legislacją, ale także z odzewem osób prywatnych, które krytykują obecną politykę stron mediów społecznościowych dotyczącą raportowania i usuwania profili związanych z aktami terroryzmu lub opowiadających się za nimi. Obecnie, zarówno Facebook, jak i Twitter, polegają na użytkownikach, jeśli chodzi o zgłaszanie treści, które są niezgodne ze standardami społeczności, jednak czas odpowiedzi każdej spółki na skargi bardzo się od siebie różni. Facebook ogólnie postrzegany jest jako bardziej surowy niż Twitter. Wynika to głównie z szybkiego usuwania z Facebooka wielu profili i stron związanych ISIS. Z kolei wiadome jest, że pomiędzy wrześniem a grudniem 2014, jak wynika z badań Brookings Institute, na Twitterze istniało ponad 46 000 kont użytkowników popierających ISIS, niektóre aktywne, inne mniej.
Chociaż CEO Twittera Jack Dorsey nie skomentował publicznie możliwości grupy terrorystycznej do korzystania z platformy w celu komunikowania swoich postulatów, rzecznik spółki powiedział: "Twitter w pełni popiera wolność słowa i różnice poglądów... ale posiada również ścisłe reguły mówiące o tym, co jest dozwolone. Użytkownikom nie wolno zastraszać innych lub promować przemocy, zastraszania i terroryzmu." Jednak, jak wiele spółek technologicznych, ich dokładnie poglądy na temat sprawdzania zawartości strony pozostają bardzo niejasne. Spółki twierdzą, że mają na celu zachowanie w tajemnicy autorskich technologii i, jak mówią, uniemożliwienie hakerom łatwego wykradzenia zaszyfrowanych informacji.
Na Facebooku pierwszym krokiem do skasowania konta jest otrzymanie zgłoszenia od aktywnego użytkownika, które kieruje bezpośrednich pracowników do przyjrzenia się zawartości konta, by mogli podjąć decyzję. Chociaż to w jaki sposób odbywa się proces sprawdzania nie zostało nigdy podane do informacji publicznej, Monika Bickert, odpowiadająca za światową politykę produktu Facebooka, odpowiedziała na krytykę na Change.org, pisząc: "Na Facebooku nie ma miejsca dla terrorystów, terrorystycznej propagandy ani poparcia dla terroryzmu. Nie jest to łatwa praca i wiemy, że popełniamy błędy, ale ciągle pracujemy nad tym, by ulepszyć nasz czas reakcji i dokładność."
Przy obecnej polityce sprawdzanie i usunięcie zgłoszonych profili może zająć parę dni, ale w swoim oświadczeniu Bickert dodaje: "Jeśli Facebook zablokowałby wszystkie drażniące użytkowników treści, w końcu zablokowalibyśmy wszystkie media, fundacje i wszystkie inne strony, które podają informacje ze świata." Równowagę pomiędzy cenzurą a walką z terroryzmem dzieli cienka, trudna do ustalenia linia, zwłaszcza w teraz, kiedy strony mediów społecznościowych starają się przyciągnąć użytkowników z całego świata.
Facebook, Google i Twitter obstają przy tym, by skargi rządowe traktować tak samo jak skargi od użytkowników, chyba, że rząd przedstawi spółkom nakaz sądowy. Chcąc stać się bardziej otwartymi, każda ze spółek regularnie publikuje raporty, w których znajdują się informacje mówiące o liczbie zapytań od urzędników państwowych. Jednak ustawodawcy kwestionują efektywność obecnego procesu, a Senat ostatnio wprowadził ustawę o obowiązkowym zgłaszaniu aktywności terrorystycznej w internecie, która zmusi spółki technologiczne do informowania organów ścigania o "zaobserwowanej aktywności terrorystycznej" na ich stronach.
Jednak ostatnia propozycja ustawy wiąże się z dwoma obawami: ustanowi to precedens dla obcych rządów, a sposób w jaki ustawa została sformułowana jest niejasny. Co oznacza to, że spółka "zaobserwowała" aktywność terrorystyczną i ile ma czasu, by to zgłosić? Czy spółki będą miały obowiązek ciągłego przeglądaniu swoich treści czy mają polegać na zgłoszeniach od użytkowników? Jest to wciąż niejasne, ponieważ ustawa została napisana w oparciu o obecne prawo, które wymaga od dostawców serwisów poczty internetowej, jak Google, sprawdzania wszystkich maili pod kątem pornografii dziecięcej.
Co więcej ta amerykańska ustawa może oznaczać problemy dla innych. Jeśli spółki będą zmuszone przekazywać dane do agencji organów ścigania w Stanach Zjednoczonych, co powstrzyma inne kraje przed wprowadzeniem takiego samego prawa? Może to doprowadzić do tego, że zostanie ustanowione setki praw wymagających od stron zgłaszania "terroryzmu", ale w zrozumieniu i definicji tego czym jest terroryzm dla danego kraju. Pełna nienawiści propaganda jednej osoby może być przez niektórych traktowana jako prawo do wolności słowa.
Na dodatek zmożone wymagania prawne mogą dodatkowo obciążyć te spółki, ponieważ wiążą się z zatrudnieniem dodatkowego personelu, szkoleniami i technologiami. Chociaż na krótko doprowadzi to do spadku zysków, gdy strony mediów społecznościowych będą zmuszone zmienić swoją politykę, by ta była spójna z prawem, w dłuższej perspektywie te zmiany mogą przyciągnąć więcej użytkowników do stron, które były uznawane za nieprzyjazne lub takie, które cenią sobie wolność słowa ponad wszystko oprócz bezpośrednich gróźb przemocy.
Oprócz ustanowienia prawa, które ma wymagać od firm raportowania podejrzanych zachowań do lokalnych agencji, Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA stara się zmienić program wizowy, by obejmował on również sprawdzanie stron na portalach społecznościowych kandydatów. Teraz zaledwie trzy pilotażowe programy zalecają użycie mediów społecznościowych do rozpatrywania podań o wizę, ale obecnie rozwijają już procedury, które umożliwią wdrożenie mediów społecznościowych w proces sprawdzaniach kandydatów.
Presja nakładana przez rząd i opinię publiczną na spółki technologiczne w związku z ich pomocą w wykrywanie i przeciwdziałanie aktom terrorystycznym zaczynają współdziałać, a rok 2016 przyniesie najprawdopodobniej pewne reformy sposobu w jaki spółki współpracują z organami ścigania i informują je o potencjalnych podejrzanych.