USA przesuwają 3 tys. żołnierzy bliżej Ukrainy w obliczu zaostrzającego się konfliktu

Obecnie jednym z największych zagrożeń na świecie jest potencjalny konflikt między Rosją a Ukrainą, który mógłby doprowadzić do interwencji państw NATO, takich jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania. Na granicy nagromadziły się rosyjskie wojska i pojawiły się oznaki przesuwania przez Rosję zasobów bliżej linii frontu.

Rosnąca stawka związana z narastaniem napięć prowadzi do wzrostu cen ropy pomimo presji na spadek wielu cen aktywów. Od początku grudnia ceny ropy wzrosły o 41%. Zwiększa to presję inflacyjną i ma pewien negatywny wpływ na wydatki uznaniowe.

Decyzja prezydenta Bidena o przesunięciu wojsk bliżej Ukrainy jest postrzegana jako czynnik odstraszający wobec rosyjskiego gromadzenia się sił wzdłuż granicy. W oświadczeniu sekretarz prasowy Pentagonu John Kirby powiedział, że "to nie są stałe zmiany", wskazując, że siły nie będą walczyć na Ukrainie.

Wojska są wysyłane, aby wzmocnić sojuszników NATO, takich jak Polska, Rumunia i Niemcy, ponieważ tym krajom również zagraża niedawna rosyjska agresja. Kirby dodał, że "to ironia losu. To, czego [Putin] mówi, że nie chce, w końcu dostanie: silne NATO na wschodniej flance NATO i jego zachodniej flance. Może sam sobie za to podziękować".

Prezydent Joe Biden powiedział również, że posunięcie to było zgodne z ostrzeżeniem skierowanym do prezydenta Władimira Putina o jego agresywnych działaniach, wskazując na art. 5 traktatu dotyczący obrony zbiorowej. Obecnie Stany Zjednoczone mają 60 000 żołnierzy w Europie, podczas gdy Rosja ma 127 000 żołnierzy wzdłuż granicy z Ukrainą.

Rzecznik Pentagonu dodał też, że w razie potrzeby możliwe jest rozmieszczenie lub przemieszczenie większej liczby żołnierzy. Wojsko uaktywniło też kilka tysięcy rezerwistów i postawiło ich w stan podwyższonej gotowości na wypadek obrony NATO.

Innym ciekawym faktem jest to, że Rosja już wcześniej dokonywała najazdów na sąsiednie kraje, jak w 2008 roku w Gruzji podczas letnich igrzysk olimpijskich w Pekinie i na Krymie w 2014 roku podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi, co budzi obawy, że pewne działania mogą być nieuchronne, zwłaszcza w grupach, w których dominują grupy separatystyczne.