Wieści o przypadkach eksplozji smartfonów Samsung Galaxy Note 7 obiegły świat oraz wzbudziły strach pośród użytkowników tych urządzeń. Konsekwencje takiego zdarzenia mogą być jeszcze poważniejsze jeśli dojdzie do niego na pokładzie samolotu.
We wrześniu Samsung był zmuszony do przeprowadzenia akcji wymiany urządzeń Galaxy Note 7, po tym jak pojawiły się liczne przypadki znacznego przegrzewania się, stawania w płomieniach oraz eksplozji tych telefonów. Przyczyną jest zbyt duży nacisk na płytki wewnątrz baterii, które mają tendencję do przegrzewania się podczas ładowania. Afera ta jest ogromnym ciosem dla koreańskiego koncernu, który jest jednym z największych na świecie producentów elektroniki użytkowej. Oprócz strat związanych z procesem wymiany urządzeń i czasowego wstrzymania sprzedaży Galaxy Note 7, niezwykle bolesna musi być strata wizerunkowa i utrata zaufania konsumentów. W sieci roi się od zgryźliwych memów (np. z żołnierzami, którym skończyły się granaty i zamiast tego rzucają smartfonami Galaxy Note), a część dotychczasowych użytkowników zdecydowała się kupić iPhone'y produkowane przez arcykonkurenta Samsunga - amerykańskiego Apple (NASDAQ: AAPL). W momencie kiedy podjęto decyzję o wycofaniu urządzeń ceny akcji koreańskiego koncernu na giełdzie w Seulu spadła o 12%, z kolei ceny akcji producenta z Cupertino wzrosły o niemal 10%.
Przewoźnicy lotniczy dość szybko zareagowali na zwiększone ryzyko wybuchu na pokładzie samolotów i wiele z nich, m.in. amerykańska wielka trójka American (NYSE: AAL), Delta (NYSE: DAL) i United (NYSE: UAL), niemiecka Lufthansa oraz Polskie Linie Lotnicze LOT, zabroniło korzystania i ładowania felernych urządzeń podczas całego lotu.
Ich obawy są w pełni uzasadnione. Baterie litowo-jonowe zasilające nasze smartfony, tablety i laptopy są najsłabszym ogniwem urządzeń elektrycznych jeśli chodzi o ich bezpieczeństwo. Wraz z rosnącą ilością urządzeń mobilnych, wzrasta ryzyko tragicznego w skutkach wypadku. Jak szacuje Królewskie Towarzystwo Lotnicze (ang. Royal Aeronautical Society), wejście 100 pasażerów na pokład samolotu, oznacza ok. 500 baterii litowo-jonowych wniesionych na pokład. Technologia litowo-jonowa jest obecnie najefektywniejszą, jeśli chodzi o ilość magazynowanej energii, ale jednocześnie jest ona mało stabilna, przez co stwarza realne ryzyko dla statków powietrznych, które niestety kilkukrotnie już się zrealizowało. Brak jest globalnych statystyk na ten temat, ale amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (ang. Federal Aviation Administration, FAA) odnotowała przez ostatnie pięć lat 19 takich wypadków, a jej australijski odpowiednik - 17.
Do jednego z zapłonów telefonu doszło w czerwcu tego roku na pokładzie samolotu australijskich linii lotniczych Qantas. Podczas transpacyficznego lotu telefon komórkowy został przygnieciony przez mechanizm fotela klasy biznes, co doprowadziło do jego zapłonu. Natomiast w styczniu podczas lotu linii Delta z Minneapolis do Atlanty, kiedy samolot dotarł do terminala w porcie docelowym, personel pokładowy zauważył dym, a potem płomienie. Źródłem ognia były dwa laptopy umieszczone w torbie podręcznej. W konsekwencji część pasażerów musiała opuścić samolot przez wyjście awaryjne.
Jak zauważają eksperci, wprawdzie większość materiałów użyta w budowie samolotu jest niepalna, więc prawdopodobieństwo rozprzestrzenienia się ognia jest dość niewielkie, to spalanie się baterii laptopa może potrwać nawet 40 minut, czyli dość długo. W tym czasie może wydarzyć się dość sporo, a co więcej, emitowane są spore ilości trującego toksycznego dymu.
Zapłon elektroniki wniesionej przez pasażerów na pokład samolotu pasażerskiego jak dotąd nie spowodował tragicznej w skutkach katastrofy, ale nie można tego powiedzieć o rejsach towarowych. Twierdzi się, że baterie litowo-jonowe w przeciągu ostatnich 10 lat przyczyniły się do trzech katastrof samolotów cargo. Z tego powodu regulacje międzynarodowe ustanawiane przez Międzynarodową Organizację Lotnictwa Cywilnego (ICAO) określają baterie jako dobra niebezpieczne, przez co ich przewóz wymaga specjalnych procedur bezpieczeństwa. Z tego samego powodu nie można umieszczać ich w bagażu rejestrowanym. Raczej nie powinniśmy się spodziewać całkowitego zakazu wnoszenia lub korzystania z urządzeń elektrycznych na pokładzie samolotu. Rozporządzenie takie wywołałoby zapewne ogromny opór ze strony pasażerów, którzy coraz powszechniej korzystają z nich podczas podróży, a linie lotnicze starają się wyjść naprzeciw ich potrzebom oferując bezprzewodowy internet oraz gniazdka elektryczne.
W chwili obecnej amerykańska administracja lotnicza ma związane ręce i nie może oficjalnie zabronić wnoszenia Samsungów Galaxy Note 7 na pokład samolotów. Wynika to z faktu, iż aby wprowadzić taki zakaz niezbędna jest oficjalna decyzja Komisji Bezpieczeństwa Dóbr Konsumpcyjnych o wycofaniu tych urządzeń z rynku, a tej jak dotąd brak. W związku z tym ograniczono się do zaleceń, aby nie korzystać oraz nie ładować ich podczas lotu. Samsung sam zorganizował akcję wymiany wadliwych urządzeń, ale jak się okazuje, także smartfony z nowymi bateriami są niebezpieczne. W Chinach zanotowano już kilka przypadków, kiedy nowe i rzekomo bezpieczne urządzenia stawały w płomieniach podczas ładowania lub przegrzewały się. Zgodnie z planem, sprzedaż modelu Galaxy Note 7 ma być przywrócona 28 października.
Ale ryzyko awarii i eksplozji baterii nie wynika wyłącznie z elektroniki wnoszonej na pokład przez podróżnych. Wzrost liczby urządzeń elektrycznych w nowych samolotach (pokładowe systemy rozrywki itp.) powoduje zwiększone zapotrzebowanie na prąd, przez co w samych samolotach montowane są znacznie większe baterie niż dotychczas. Niestabilność technologii litowo-jonowej była sporym problemem dla Boeinga (NYSE: BA) podczas wprowadzania do użytku modelu 787 Dreamliner w 2013 r. Po tym jak w niewielkim odstępie czasu doszło do dwóch przypadków spalenia się baterii zasilających maszyny japońskich przewoźników ANA i Japan Airlines, wszystkie samoloty tego modelu zostały uziemione na pół roku, do momentu, aż udało się znaleźć rozwiązanie problemu. Także na wyposażeniu samolotów znajdują się różnorakie urządzenia wyposażone w baterie, które nie są objęte specyfikacją technologiczną maszyny, co także jest dość ryzykowne. W związku z tym, w lipcu Europejska Agencja Bezpieczeństwa Lotniczego (ang. European Aviation Safety Agency, EASA) wydała komunikat, w którym przestrzega przed takimi urządzeniami.
Co istotne, problemy z niestabilnością akumulatorów litowo-jonowych nie dotyczą wyłącznie samolotów. Rozwój motoryzacji elektrycznej zwiększył ich zastosowanie także w tym przemyśle, gdzie też nie obyło się bez kłopotów. Głośnym przykładem były pożary dwóch egzemplarzy Tesli Model S (NASDAQ: TSLA). Tu jednak w rozwiązaniu problemu wystarczyły zmiany w oprogramowaniu sterującym.
Korzystanie z urządzeń elektronicznych, a w szczególności telefonów komórkowych, na pokładzie samolotu od zawsze obostrzone było regulacjami. Przyczyną są obawy o możliwość interferencji promieniowania elektromagnetycznego emitowanego przez telefony komórkowe z awioniką samolotu. Od 2013 r. linie lotnicze znajdujące się pod jurysdykcją amerykańskiej FAA oraz EASA mogły zliberalizować nieco sposób wykorzystania urządzeń elektrycznych na pokładzie. Dzięki temu możliwe jest korzystanie z urządzeń elektrycznych w trybie samolotowym podczas trwania całego lotu, a nie jak wcześniej, wyłącznie podczas przelotu na wysokości przelotowej.