Zawsze w garniturze i pod krawatem - bankierzy z Wall Street wydają się w niektórych kwestiach niezwykle konserwatywni. Jest jednak jedna rzecz, która sprawi, że nawet najbardziej konserwatywny bank zainteresuje się innowacjami - szansa na zysk. Doskonałym na to przykładem jest opublikowane w zeszłym tygodniu oświadczenie JPMorgan (NYSE: JPM), w którym bank ogłosił, że zwróci swoim pracownikom koszty przejazdów zorganizowanych za pośrednictwem Uber. JPMorgan nie był jedynym bankiem, którego Uber zainteresował: wcześniej z jego usług skorzystały Goldman Sachs (NYSE: GS) i Morgan Stanley (NYSE: MS). Czyżby bankierzy z Wall Street zabiegali w ten sposób o możliwość przeprowadzenia pierwszej oferty publicznej firmy? Czy chcą towarzyszyć Uberowi w drodze na Wall Street?Wydaje się to niezwykle prawdopodobne, ponieważ Uber jest największym amerykańskim startupem od czasów Facebooka i ocenia się, że jego debiut giełdowy będzie jednym z najgłośniejszych w historii. Co więcej, może już wkrótce nastąpić. Nie ustalono wprawdzie daty pierwszej oferty publicznej, biorąc jednak pod uwagę zawrotne tempo wzrostu Uber, wydaje się ona tylko kwestią czasu. Bill Maris, prezes Google Ventures, należącego do koncernu Google funduszu typu venture capital, powiedział, że Uber jest najszybciej rozwijającą się spółką, z jaką miał do czynienia. Startup powstał w 2009 roku w San Francisco i już w pierwszych latach działalności cieszył się zainteresowaniem inwestorów, którzy finansowali jego rozwój. Nawet Google Venture przyczyniło się do tego wzrostu, inwestując w firmę niemal 250 mln USD w 2013 roku.
Uber prowadzi działalność w ponad 250 miastach w 55 krajach świata. Z pozoru jego sposób działania jest podobny do firmy taksówkarskiej: dysponuje on określoną flotą i ma własnych kierowców, wyróżnia go jednak system płatności i zamawiania pojazdów oparty na aplikacji mobilnej, która pozwala na bieżący podgląd, gdzie znajduje się zamówiona taksówka, oraz na rozliczenie się bez konieczności posiadania gotówki. Tym samym, jest dla firm taksówkarskich istotnym konkurentem i wpływa na obniżenie ich dochodów. Mimo oskarżeń i protestów ze strony taksówkarzy, Uber nadal ma się jednak dobrze.
Rok temu był wart 18 mld USD, a do końca 2014 roku jego wartość zwiększyła się ponad dwukrotnie - w grudniu wycena firmy przekroczyła 40 mld USD. Ostatnia runda finansowania sprawiła, że Uber ma wycenę na poziomie 50 mld USD, czyli ośmiokrotnie wyższą od Lyft, jego największego rywala na rynku aplikacji związanych z transportem samochodowym. Wyprzedził również Xiamoi, chińskie prywatne przedsiębiorstwo specjalizujące się w projektowaniu, tworzeniu i sprzedaży smartfonów oraz aplikacji, wyceniane na 46 mld USD, i jest obecnie najwyżej wycenianym startupem na świecie. Co ciekawe, bieżąca wycena rynkowa Uber jest wyższa od kapitalizacji 80% spółek wchodzących w skład indeksu S&P 500, które działają na rynku od 20, 30 czy nawet 50 lat.
Co to właściwie znaczy, ze firma jest warta 50 mld USD? Jak podaje Forbes, bieżąca wycena Ubera oznacza, że w długim terminie firma wygeneruje 35,7 mld USD przychodu brutto oraz 7,1 mld przychodu netto, czyli będzie wzrastała średnio o 286% rocznie przez najbliższe pięć lat. Rynkowa wartość Ubera oszacowana na 50 mld USD jest 125 razy większa niż jego roczny przychód netto, szacowany na 400 mln USD, może się zatem wydawać zbyt wysoka, jeśli jednak weźmiemy pod uwagę zawrotny wzrost spółki - nie jest bynajmniej absurdalna. Zauważmy, że jak do tej pory, zgodnie z oszacowaniami analityków, przychody Ubera podwajały się co 12 lub mniej miesięcy. Niestety, w związku z tym, że Uber pozostaje na razie przedsiębiorstwem prywatnym, oprócz jego wyceny i wysokości środków pozyskanych w ramach rund finansowania, nie mamy zbyt wiele informacji na temat sytuacji finansowej spółki, dlatego też trudno jest ocenić, czy wycena jest uzasadniona.
Po wejściu na giełdę rynkowa wycena Uber zwiększy się najprawdopodobniej do 70-100 mld USD. Jeśli do tego czasu gwałtownie nie wzrosną przychody firmy, będzie ona musiała po pierwszej ofercie publicznej wzrastać w jeszcze szybszym tempie niż obecnie. Biorąc pod uwagę presję ze strony konkurentów rynkowych, a także lokalnych władz, trudno będzie jej jednak to osiągnąć. Miejmy nadzieję, że Uber nie podzieli losu firm, takich jak Zynga (NASDAQ: ZNGA), Webvan (NASDAQ: WBVN) czy Groupon (NASDAQ: GRPN), które przed debiutem giełdowym dynamicznie się rozwijały i miały niezwykle wysoką wycenę, później nie potrafiły jednak utrzymać wzrostu i sprostać oczekiwaniom rynku i inwestorów.
Choć dalej nie wiadomo, czy do pierwszej oferty publicznej Ubera dojdzie już w tym roku, jego wejście na giełdę jest niemal pewne. Wzrastająca w tak szybkim tempie firma, nie ma bowiem praktycznie innego wyboru, aby rozwijać się również w przyszłości. Zanim to jednak nastąpi, Uber powinien jednak zdecydować, czy będzie starał się uzyskać możliwie wysoką wycenę, zobowiązując się tym samym do wzrostu, który ją uzasadni, czy też przystanie na wycenę niższą niż akceptowana przez rynek, aby uniknąć wzrostu za wszelką cenę. Czy bankierzy z Wall Street również w tej kwestii pozostaną konserwatywni?