Po wizycie Trumpa w Azji sytuacja jest nieco bardziej klarowna, chociaż kosztowało to prezydenta USA sporo negocjacji, niełatwych rozmów i ustępstw.
W pierwszej połowie listopada Donald Trump odbył niemałą podróż po Azji. Odwiedził aż 5 państw z kontynentu: Japonię, Koreę Południową, Chiny, Wietnam i Filipiny. W każdym z nich prezydent miał jakiś interes do załatwienia i wiadomo było, że nie obędzie się bez trudnych rozmów.
Jednak generalnie rzecz biorąc, Trump podczas wizyty chciał osiągnąć głównie dwa cele: jak najbardziej odizolować Koreę Północną od jej sąsiadów i potencjalnych partnerów, a także, by przekonać azjatyckie rynki do nawiązywania coraz szerszej relacji biznesowej ze Stanami Zjednoczonymi. Czy udało mu się to osiągnąć?
Jeśli chodzi o Koreę Północną, tym razem Trump uderzył w nieco inne tony podczas wystąpień i rozmów w Azji. Przedstawiał państwo Kim Dzong Una jako ,,rozrabiakę", który prowokując USA może ,,fatalnie się przeliczyć". Prezydent próbował przekonywać liderów azjatyckich państw, że KRLD jest zagrożeniem, wokół którego trzeba się zjednoczyć, bo na dłuższą metę potencjał atomowy tego kraju jest niebezpieczny dla całego regionu, również dla Chin i Japonii. Trump zapewniał, że denuklearyzacja Korei Północnej jest konieczna i nie wyklucza żadnej z opcji.
Bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym, punktem wyprawy była wizyta w Chinach i spotkanie z prezydentem Xi Jinpingiem. Wszyscy pamiętają nieciekawe wypowiedzi Trumpa o tym kraju z kampanii wyborczej, kiedy to obwiniał Chiny o nieuczciwą politykę gospodarczą i obiecywał, że w razie wygranej zaostrzy kurs wobec Państwa Środka. Od tamtej pory jednak wiele zmieniło się w tonie wypowiedzi prezydenta USA i obecne relacje Trumpa z Xi można nazwać naprawdę dobrymi. Niektóre media amerykańskie użyły nawet słowa ,,bromance", czyli bardzo bliską przyjaźń między dwoma mężczyznami. Czy aż tak bliskie są te relacje? Trudno powiedzieć, bo do rozwiązania wciąż jest pomiędzy tymi państwami sporo problemów, między innymi wspomniana wcześniej Korea Północna, skomplikowana sytuacja gospodarcza czy wciąż sporo nieporozumień na terenie Morza Południowochińskiego. Wydawać się może, że Trump na razie nie kwapi się do realizowania planu, który zakładałby ostrą rywalizację z Chinami. Nie przypomina też specjalnie o oskarżeniach, które jeszcze nie tak dawno wysuwał wobec ChRL(między innymi to, że są manipulantami walutowymi), a z niektórych wręcz się wycofuje(wspomniał, że na miejscu Chin również ,,wykorzystywałby" USA).
Z Chin prezydent ruszył do Wietnamu, na szczyt APEC. Wiadomo było, że będzie tam miał okazję spotkać się z prezydentem Rosji, Władimirem Putinem. Wciąż toczące się postępowanie w sprawie ingerencji Federacji Rosyjskiej w wybory w USA sprawia, że jakikolwiek kontakt obu prezydentów jest szczególnie analizowany. Koniec końców, Putin z Trumpem nie porozmawiali długo, a ten drugi tłumaczył potem dziennikarzom, że przecież ,,nie będzie tam stał i się kłócił", a także, że nie będzie już pytał prezydenta Rosji o ich ewentualną interferencję w sprawy USA, bo może to być obraźliwe dla Putina i przeszkadzać w budowaniu normalnej relacji.
Trump zaszczycił też swoją obecnością 31. szczyt ASEAN odbywający się na Filipinach, podczas którego miał okazję porozmawiać z kontrowersyjnym prezydentem tego kraju, Rodrigo Duterte. Niekonwencjonalne, mówiąc delikatnie, sposoby Duterte rozwiązywania problemu narkotykowego w Filipinach budzą spore wątpliwości opinii międzynarodowej, zarzucając mu drastyczne łamanie praw człowieka. Oczekiwano od Trumpa, że poruszy kwestię i wyrazi z tego powodu swoje niezadowolenie, jednak po raz kolejny prezydent USA zdawał się nie zwracać uwagę na prawa człowieka, bo również w Chinach nie był to temat rozmów.
Patrząc w przyszłość, na pewno wciąż należy zwracać uwagę na relacje USA-Chiny, które zapewne będą kluczowe dla geopolityki i światowego ładu w najbliższych latach. Warto też oczywiście spoglądać na Koreę Północną, bo to na Półwyspie Koreańskim sytuacja może być nieprzewidywalna, a gwałtowne ruchy mogą mieć tragiczne konsekwencje dla świata.