Analitycy JPMorgan Chase & Co. (NYSE: JPM) napisali w zeszłym tygodniu o spadku szans na zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich USA. Jego przeciwnik, Joe Biden, jest wciąż na dobrej drodze do zwycięstwa, ale komentarz banku skłania do zastanowienia się, jaki wpływ może mieć ten wynik na rynki europejskie, nie tylko na euro. Co jeszcze cztery lata prezydentury Trumpa oznaczałyby dla wspólnej waluty, a czy kadencja Bidena oznaczałaby coś lepszego?
Słabość dolara stała się przyczyną konsternacji Europejskiego Banku Centralnego. Jak wiemy silniejsze euro odzwierciedla częściowo lepsze wyniki Europy w zarządzaniu pandemią. Posiadanie drugiej waluty nie zawsze jest złym znakiem. Problemem strefy euro jest to, że jej gospodarka, a w szczególności gospodarka Niemiec, jest zdominowana przez eksport. Wysoko cenione euro to potencjalnie zła wiadomość dla producentów w regionie. Chociaż w tym tygodniu euro nieco spadło, po osiągnięciu poziomu około 1,20 USD, to jednak w tym roku umocniło się o 6%.
Teraz Trump nie jest zwolennikiem silnego dolara. Rzeczywiście, komentarze EBC w poprzednim tygodniu na temat słabości dolara wywołały pewne obawy przed globalną wojną walutową, ponieważ decydenci polityczni zaczynają dokonywać drobnych interwencji słownych na rynkach walutowych, aby spróbować przywrócić równowagę. Niemniej jednak, amerykańska giełda miała właśnie uporczywy sierpień i osiągnęła rekordowe wartości, więc kuszące jest założenie, że zwycięstwo Trumpa byłoby większym plusem dla akcji i dalszych wzrostów. Wielu inwestorów dobrze sobie poradziło z tą prezydenturą dzięki obniżce podatków i pakietowi stymulacyjnym.
Jednocześnie, administracja Bidena z lewicową agendą gospodarczą zwykle niepokoi rynki finansowe. Chociaż nie ma jeszcze zbyt wielu szczegółów jego polityki, które mogłyby budzić niepokój, ani też wyraźnych oznak preferencji Bidena na stanowisko sekretarza skarbu, inwestorzy będą nadal narażeni na ryzyko, że demokratyczny rząd będzie wydawał duże sumy pieniędzy (tak samo jak Trumpa) i podążał drogą podnoszenia podatków kosztem braku stymulacji i dodruku pieniądza. Postępująca zmiana w kierunku nowoczesnej teorii monetarnej może nawet zburzyć zaufanie rynku na całym świecie, zwłaszcza jeśli pojawi się presja na amerykańską Rezerwę Federalną, by przekroczyła umowną granicę finansowania wydatków rządowych ze środków pieniężnych. Wszystko to wydaje się sugerować, że Biden może oznaczać jeszcze słabszego dolara niż w sytuacji reelekcji Trumpa.
Ma to jednak na celu odrzucenie własnych upodobań Trumpa do słabszego odbicia giełd, wspierającego amerykańskich producentów. Prawdopodobnie przecenia się też szacunek rynku dla obecnego mieszkańca Białego Domu i politycznego chaosu, jaki niekiedy zadaje się nam fundować. Prowadzenie w sondażach Bidena, kojarzonego w pewnej opozycji do Wall Street nie doprowadziło do spadków na głównych indeksach, co może świadczyć o tym, że on jako nowy prezydent dostanie pewien kredyt zaufania ze strony inwestorów.
Na rynku Istnieją większe siły niż kandydaci w wyborach prezydenckich. Wyraźna przewaga Stanów Zjednoczonych nad Europą od dziesięcioleci w zakresie wzrostu gospodarczego i wyższych stóp procentowych zmniejszyła się. Wynika z tego, że udział dolarów w globalnym obrocie może się zmniejszyć bez względu na to, kto jest prezydentem. Przytłaczającym czynnikiem napędzającym rynki walutowe jest potężny bodziec ze strony Fed. Na świecie panuje płynność dolarowa, czy ktoś mógłby to teraz zmienić?
Nie ulega też wątpliwości, że (poza kilkoma wyjątkami) europejscy przywódcy polityczni zdecydowanie wolą stabilność Bidena od dyplomatycznej agonii Trumpa, niezależnie od kwestii walutowych. Grożenie Europie wprowadzeniem ceł nie przysporzyło Trumpowi zwolenników wśród najważniejszych polityków. I nawet jeśli dolar pozostanie na niskim poziomie, szanse na wojnę walutową między USA a strefą euro byłyby znacznie mniejsze, gdyby wygrał Biden.
Ważne dla euro w tym tygodniu będzie czwartkowe posiedzenie EBC. Inwestorzy będą oczekiwali ewentualnego odniesienia się do zmian polityki pieniężnej, którą ogłosił Fed, czyli tolerowania wyższej inflacji przez wprowadzenie uśrednionego celu inflacyjnego. Taki rozwój sytuacji stawia krótkoterminowo Euro pod dużą presją z uwagi na bardzo małe pole manewru Christine Lagarde.