Już podczas kampanii wyborczej mówiło się, że główny strateg i doradca administracji prezydenta USA Steve Bannon może być kluczową postacią w Białym Domu. Jak sytuacja wygląda po prawie 4 miesiącach prezydentury Donalda Trumpa?
Steve Bannon to postać o tyle ważna, co kontrowersyjna. Były reżyser zyskał sporo rozgłosu, kiedy został przewodniczącym zarządu Breitbart News, opiniotwórczej strony internetowej, która odegrała kluczową rolę w budowaniu tak zwanej ,,alt-prawicy". Breitbart, jako jeden z niewielu większych portali, poparł kandydaturę Donalda Trumpa, często również na jego łamach poruszano tematy, na które przyszły prezydent zwracał uwagę. Nie obyło się też bez kontrowersji: Breitbart był oskarżany o podteksty rasistowskie i ksenofobiczne, przez co sam Steve Bannon również nie miał zbyt dobrej prasy. Często oskarżano go o popieranie poglądów skrajnie prawicowych, a także nazywano ,,zwolennikiem supremacji białej rasy".
Bannon dołączył do sztabu Trumpa w sierpniu 2016 roku. Dzięki niemu postulat ,,America First" nabrał znaczenia - to właśnie on opracował główną strategię i plan działania dostosowaną do tego hasła. Po wyborach i wygranej Donalda Trumpa, szef Breitbart dostał bardzo ważną posadę - został głównym strategiem i doradcą nowego prezydenta, formalnie ,,White House Chief Strategist". Co ciekawe, wcześniej takiej funkcji nie było. Trump sam ją stworzył w grudniu 2016 roku.
Opozycyjne media nie zostawiły na Banonnie suchej nitki. Krytyka płynęła głównie z obozu Demokratów, jednak nominacji sprzeciwiła się także Liga Przeciwko Zniesławieniu, która opowiada się przeciwko antysemityzmowi. Podejrzewano też, że to właśnie były szef Breitbart może mieć kluczowy wpływ na politykę prowadzoną przez Donalda Trumpa, ze względu na dosyć zbliżone poglądy obu panów, a także duże ambicje Bannona.
Jak w praktyce wygląda polityka prawej ręki Trumpa i czy rzeczywiście ma duży wpływ na decyzje prezydenta? Odpowiedź na to pytanie ułatwił sam Steve Bannon - mogłoby się wydawać, że przez nieuwagę. Mianowicie, podczas spotkania ze znanym ortodoksyjnym rabinem Shmuleyem Boteachem pozował on do zdjęcia na tle tablicy, na której jako główny strateg Trumpa wypisał cele i hasła do realizacji. Jak można było zauważyć, niektóre z nich uznał już za spełnione. Lista była podzielona na kilka kategorii, jak np. imigracja, Obamacare czy ISIS. Jeśli chodzi o pierwszą z nich, Bannon uznał, że kilka celów, jak między innymi zwiększenie liczby strażników granicznych czy zawieszenie programu pomagającego syryjskim uchodźcom, udało się zrealizować. Oprócz tego na tablicy łatwo można było doczytać się punktów dotyczących podatków. O obniżce podatków pisaliśmy już w innym artykule, co przemawia za tym, że cele zapisane na tablicy Bannona są realizowane przez administrację prezydenta Trumpa.
Jak widać, Donald Trump realizuje strategię Steve'a Banonna, a wpływ tego skądinąd kontrowersyjnego doradcy jest bardzo duży. Tak duży, że magazyn ,,Time" w lutym umieścił go na okładce, nazywając przy okazji ,,wielkim manipulatorem". Nie oznacza to jednak, że pomiędzy oba panami nie ma konfliktów. Od niedawna można zaobserwować bowiem lekkie ochłodzenie w relacjach między prezydentem a jego doradcą. Bannon wdał się w konflikt z innym doradcą, a przy okazji zięciem Trumpa Jaredem Kushnerem, i jak wynika z wywiadu udzielonego ,,New York Post" prezydent bardziej skłania się ku Kushnerowi. Trump zaznaczył, iż mimo że lubi Bannona, nie miał on aż takiego wpływu na strategię podczas kampanii, bo Trump ,,był swoim własnym strategiem". Dodał też, że konflikt z Kushnerem ma być rozwiązany, albo on weźmie sprawy w swoje ręce. Może to sugerować, że pozycja Bannona staje się coraz słabsza i może on już nie mieć takiego wpływu na prezydenta jak mogłoby się wydawać na początku.
Niezależnie od ostatniego ochłodzenia, nie można lekceważyć roli, jaką odgrywa Steve Bannon w administracji Donalda Trumpa. Główny strateg prezydenta nakreślił cały plan działania i dotychczasowe ruchy sugerują, że jest zdeterminowany, by wprowadzać go w życie.