W obliczu trendu wskazującego na spadek liczby spółek notowanych na giełdzie, kilku komentatorów nadal z optymizmem patrzy w przyszłość tych przedsiębiorstw. Większość z nich przewiduje, że obecność spółek notowanych na giełdzie będzie na amerykańskim rynku coraz bardziej zagrożona. Jednocześnie twierdzą oni, że trend ten stanowi negatywne odzwierciedlenie amerykańskiej gospodarki.
Problemem według ekonomistów jest luka obrazująca różnicę między liczbą przedsiębiorstw, które powinny być notowane na giełdzie, jeśli weźmiemy pod uwagę poziom rozwoju gospodarczego USA, a liczbą spółek, których akcje w rzeczywistości znajdują się w obrocie giełdowym. Kiedy eksperci porównują te liczby, dochodzą do wniosku, że notowanych spółek jest znacznie mniej niż powinno ich być. Co więcej, ich liczba nie tylko znajduje się poniżej normy, ale również maleje. Sprawia to, że "Stany Zjednoczone zmierzają w innym kierunku niż każda inna rozwinięta gospodarka na świecie".
Biorąc pod uwagę statystyki, możemy zauważyć, że w 1996 r. na giełdzie notowanych było ponad 8000 spółek. Jednakże w 2012 r. było ich już nieco ponad 4000, przy czym zgodnie z modelem prognostycznym powinno ich być ponad 9500. Odzwierciedla to całkowicie odwrotną sytuację do tej występującej w innych rozwiniętych krajach.
Artykuł na stronie Business Insider wskazuje również na prawdopodobne wyjaśnienie tego trendu. Jego autorzy podają, że od pewnego czasu coraz więcej spółek publicznych łączy się z innymi przedsiębiorstwami, a z takiej fuzji zazwyczaj powstaje spółka, która nie jest już notowana na giełdzie. Komentatorzy podtrzymujący to wyjaśnienie twierdzą, że fundusze private equity nie są powodem tych zmian na rynku.
Pomimo tych przygnębiających statystyk, niewielka część inwestorów przeciwstawia się temu trendowi. Elon Musk, pionier technologii i przedsiębiorczości, zdecydował się wprowadzić do obrotu giełdowego akcje dwóch z trzech swoich firm. Jedną z nich jest Tesla (NASDAQ: TSLA), a drugą spółka z sektora energetycznego SolarCity (NASDAQ: SCTY). Jednakże prywatnym pozostało jego trzecie przedsiębiorstwo SpaceX, często opisywane jako pewnego rodzaju prywatne NASA.
Decyzja Muska wychodzi naprzeciw obecnym rynkowym tendencjom. Jednakże co go zmotywowało do takiego posunięcia? Wystarczy bliżej się przyjrzeć, aby zauważyć, że spółki Muska stanowią wyjątek. Są one bowiem krytykowane ze względu na ich niepewną przyszłość. Wygląda na to, że Musk podjął taką, a nie inną decyzję, ze względu na ryzyko (a nie pomimo ryzyka), w obliczu którego znalazły się jego przedsiębiorstwa. W jednym z artykułów na stronie The Economist Online, spółki Muska opisane zostały jako "przykłady ryzykownych przedsięwzięć, w przypadku których giełdy są doskonałym sposobem na pozyskiwanie funduszy". Innymi słowy, choć firmy Muska mogą sprawiać wrażenie wyjątkowych, to obecnie nawet niszowe spółki oraz ich burzliwa działalność i wiążące się z nimi potencjalnie niebezpieczny poziom ryzyka, sprawiają, że są one podobne do typowo ryzykownych spółek, z których powodu w ogóle doszło do powstania giełdy.
Niemniej jednak istnieje również wiele innych przykładów poświadczających status quo. Dwoma z nich są współczesne startupy, Uber oraz AirBnB. Obydwie te spółki zdecydowały się pozostać poza giełdą, optując za pozyskiwaniem kapitału poprzez prywatne zbiórki bądź poprzez zdobywanie zainteresowania inwestorów dostarczających kapitału podwyższonego ryzyka.
Nie oznacza to jednak, że absolutnie wszystkie notowane na giełdzie spółki borykają się z jakimiś problemami. W rzeczywistości niektóre z nieustannie odnoszących sukcesy spółek publicznych, takich jak Microsoft (NASDAQ: MSFT) czy Johnson and Johnson (NYSE: JNJ), radzą sobie świetnie. Komentatorzy twierdzą jednak, że notowani na giełdzie giganci stanowią wyjątek. Całkowita liczba publicznych spółek spadła w ciągu ostatnich 20 lat prawie o połowę. Co więcej, szacuje się, że suma środków pozyskiwanych w drodze pierwszej emisji publicznej jest około 50-75% niższa niż 10 lat temu.
W dzisiejszych czasach większość przedsiębiorstw woli fundusze private equity od funduszy publicznych. Inne wykupowane są z kolei przez The Carlyle Group (NASDAQ: CG), której holdingi budują "drugiego największego po Walmart (NYSE: WMT) pracodawcę w Stanach Zjednoczonych".
Choć eksperci debatują nad przyczynami spadku liczby firm notowanych na giełdzie, istnieje w tej kwestii pewien ogólny konsensus. Po pierwsze innowacje technologiczne mogły przyczynić się do powstawania mniej kapitałochłonnych startupów. Oznacza to, że zmalała ogólna suma środków potrzebna do założenia firmy. Ponadto na spółki notowane na giełdzie nakładane jest więcej ograniczeń. Muszą one co kwartał publikować swoje wyniki w obawie przed "karami ze strony Wall Street za nawet najmniejsze niedopatrzenie". Nienotowane spółki płacą również mniejsze podatki. Zarządzający funduszami private equity lub venture capital mają również możliwość korzystania z "wynagrodzenia dodatkowego", co obniża oprocentowanie od pewnego rodzaju dochodu. Opcja ta dostępna jest wyłącznie dla nienotowanych spółek.
Oczywiście z nieobecnością na giełdzie wiąże się również parę wad. Jedną z nich jest przede wszystkim fakt, że udziały posiadane przez inwestorów w spółkach prywatnych są znacznie mniej płynne niż te w spółkach publicznych. Zatem inwestujący w spółki prywatne muszą liczyć się z tym, iż ich możliwość do wycofania swoich inwestycji w okresie dekoniunktury może być zagrożona. Spółki prywatne powodują również większe koszty społeczne. Ponieważ nie są one dostępne dla wszystkich, inwestowanie w prywatne startupy wiąże się z pewnym prestiżem. Niektórzy komentatorzy twierdzą nawet, że wzrost liczby prywatnych spółek ma związek z zanikaniem koncepcji demokratycznego, amerykańskiego kapitalizmu.
Zatem jakie kroki należałoby podjąć, aby uratować spółki publiczne? Wielu ekspertów opowiada się za poprawą zbyt skomplikowanych przepisów rządowych. Ważnym jest, aby rząd nie nakładał kar na notowane spółki, bowiem doprowadza to do zwiększania się liczby przedsiębiorstw, które w celu uniknięcia kar oraz osiągania większych zysków dążą do uzyskania statusu przedsiębiorstwa prywatnego. W praktyce zniechęcanie do tzw. wykupu lewarowanego wyrównuje również przywileje podatkowe uzyskiwane przez spółki korzystające z finansowania dłużnego (ale nie te finansowane kapitałem własnym). Redystrybucja przychodu poprzez kilka różnych manewrów może pozwolić organom kontroli na zmniejszenie stawki podatku od osób prawnych. Obecnie koszty ponoszone przez amerykańskich debiutantów giełdowych są prawie dwa razy wyższe niż spółek wkraczających na giełdę w krajach na podobnym poziomie rozwoju. Komentatorzy nawołują także do nałożenia na nienotowane spółki obowiązku publikowania rocznych raportów. Zwiększenie wymogów dotyczących raportowania wśród prywatnych przedsiębiorstw mogłoby zmniejszyć element tajemnicy, który jest wyjątkiem w ogólnie konkurencyjnej i otwartej gospodarce Ameryki.
Podsumowując, spójrzmy na to, jak spółki notowane na giełdzie postrzegane są przez opinię publiczną. Coraz częstszą staje się krytyka ze strony polityków, którzy starają się przekonać społeczeństwo do swoich poglądów. Jako przykład możemy tutaj podać krytykę Berniego Sandersa dotyczącą General Electric (NYSE: GE) oraz Donalda Trumpa krytykującego Ford Motors (NYSE: F). Wiosną 2016 r. Bernie Sanders powiedział, że kilka spółek publicznych, w tym JPMorgan Chase (NYSE: JPM) oraz "praktycznie każdy większy bank w USA", niszczą morale Ameryki. Uzasadnienie Sandersa opierało się na "chciwości, nierozsądności oraz na nielegalnych działaniach tych spółek na Wall Street". W odpowiedzi na tę krytykę General Electric powrócił do swojej umiejętności "tworzenia dobrobytu oraz miejsc pracy, zamiast jedynie nawoływać do takich działań w swoich przemówieniach". Ponadto dyrektor generalny GE, Jeff Immelt, wspomniał o 125 000 miejsc pracy, jakie stworzyła jego spółka. Krytyka ze strony Trumpa, jaka spadła na Ford Motors również opierała się na jego przeświadczeniu, że spółka "przenosi miejsca pracy za południową granicę [USA]". Odnosząc się do tych zarzutów, producenci pojazdów debatują nad rosnącą presją globalizacji na obecny przemysł samochodowy.