Choć Angela Merkel i jej CDU/CSU wygrało czwarty raz z rzędu wybory parlamentarne, to na niemieckiej scenie politycznej doszło do olbrzymich zmian.
W minioną niedzielę (24.09.2017 r.) odbyły się wybory do izby niższej niemieckiego parlamentu - Bundestagu. Było to zarazem wotum zaufania dla rządzącej od 2005 r. Angeli Merkel, która w ostatnich latach zyskała pozycję lidera pro-europejskiego, obrońcy praw człowieka oraz europejskich wartości. To ona stała się twarzą zjednoczonej Europy i zwolennikiem przyjmowania uchodźców do Europy, w związku z czym spłynęła na nią fala krytyki ze strony ruchów anty-europejskich i anty-emigranckich. Drugie miejsca partii populistycznych w wyborach w Holandii i Austrii, udział Marin Le Pen w drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji, wygrane referendum w sprawie Brexitu czy zwycięstwo Donalda Trumpa to ostatnie przykłady zmieniających się nastrojów społecznych w krajach tzw. zachodnich demokracji. Niedzielne wybory miały także pokazać, jak silne są te ruchy w Niemczech.Angela Merkel wraz z Unią (CDU/CSU - Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna i Unia Chrześcijańsko-Społeczna) po raz czwarty zwyciężyła w wyborach parlamentarnych. Wynik 33% zdobytych głosów zapewnił jej 246 z 709 miejsc w Bundestagu oraz znaczną przewagę nad drugą partią - SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec). Dotychczasowy koalicjant Unii otrzymał 20,5% głosów, co przełożyło się na 153 miejsca w parlamencie. Na trzecim miejscu uplasowała się skrajnie prawicowa AfD (Alternatywa dla Niemiec), na którą swój głos oddało 12,6% wyborców (94 miejsca).W Bundestagu zasiądą także przedstawiciele liberalnej FDP (Wolna Partia Niemiec), którzy zdobyli 10,7% (80 miejsc), postkomunistyczna Lewica z 9,2% (69 miejsc) oraz Zieloni z 8,9% (67 miejsc).
Dla Unii tegoroczny wynik jest gorszy o 8,5% od tego sprzed czterech lat. Jednocześnie jest to najgorszy wynik tej partii w wyborach parlamentarnych od pierwszych demokratycznych wyborów po II wojnie światowej w 1949 r. Sondaże Exit Poll wskazują, że partia rządząca straciła poparcie robotników. Geograficznie Chadecja straciła poparcie we wszystkich regionach, z największym odpływem wyborców na wschodzie kraju. Kanclerz Merkel w niedzielny wieczór po ogłoszeniu wstępnych wyników wyraziła swoje rozczarowanie osiągniętym rezultatem. Na poniedziałkowej konferencji prasowej wzięła pełną odpowiedzialność za tegoroczną kampanię i jej wynik w wyborach. "Mimo to uważam główne decyzje, które zostały podjęte i za które jestem w szczególny sposób odpowiedzialna, za słuszne."
Poparcie na poziomie 20% to najgorszy wynik SPD w historii. W odbudowaniu pozycji Socjaldemokratów nie pomogło wystawienie Martina Schulza na kandydata na urząd kanclerski. Bastionem SPD w dalszym ciągu jest północny zachód Niemiec z przemysłowym Zagłębiem Ruhry i portowymi miastami Hamburg i Brema. Cztery lata w koalicji z Unią rozmyły centro-lewicowy wizerunek SPD, co spowodowało spory odpływ lewicowego elektoratu. Aby uniknąć dalszej erozji Martin Schulz od razu zapowiedział, że jego partia nie stworzy w tej kadencji tzw. Wielkiej koalicji z Unią co oznacza przejście do opozycji. W komentarzu dla Süddeutsche Zeitung, prof. Heribert Prantl uznał tę decyzję za słuszną. Ostatnie cztery lata w niemieckim parlamencie charakteryzowały się brakiem opozycji parlamentarnej, co w dłuższej perspektywie jest destrukcyjne dla państwa z powodu braku dyskusji i poddawaniu pod krytykę przegłosowywanych ustaw Brak parlamentarnej opozycji zaowocował pojawieniem się opozycji pozaparlamentarnej w postaci AfD. Aby przywrócić normalność w parlamencie, zdaniem komentatora gazety, potrzebna jest silna demokratyczna opozycja w postaci SPD.
Trzecią siła polityczną w Niemczech od wczoraj jest skrajnie prawicowa AfD. Jest to pierwszy raz od lat 50. ubiegłego wieku, kiedy w niemieckim parlamencie znajdzie się partia bardziej prawicowa niż Unia. Ten zainicjowany w 2013 r. przez kilku profesorów ekonomii ruch początkowo postulował wyjście Niemiec ze strefy euro. Po nieudanych wyborach w 2013 r. partia na pierwszy plan wyciągnęła kwestię polityki migracyjnej opowiadając się za wstrzymaniem przyjmowania obcokrajowców, w szczególności z krajów muzułmańskich. Radykalizacja AfD objawiająca się m.in. gloryfikacją osiągnięć niemieckich żołnierzy podczas obydwu wojen światowych, zapewniła jej solidny wynik wyborczy. Największą popularnością AfD cieszy się we wschodnich landach. W trzech okręgach wyborczych w Saksonii skrajnie prawicowa frakcja zajęła pierwsze miejsce odbierając wyborców głównie CDU. Poza tym większym poparciem AfD cieszy się w niektórych miastach Zagłębia Ruhry. Biorąc pod uwagę niewielką liczbę imigrantów na wschodzie kraju oraz niskie poparcie na południu, można wywnioskować, że populistyczne hasła trafiły raczej do mieszkańców obszarów z problemami gospodarczymi.
Anna Sauerbrey, kolumnistka Der Tagesspiegel i The New York Times, uważa, że wynik AfD jest zarazem smutny, jak i pocieszający. Z jednej strony budzi przerażenie, że 5,8 milionów Niemców oddało swoje glosy na tę skrajnie nacjonalistyczną i populistyczną partię. Z drugiej to także spory sukces rządzącej koalicji i demokracji, że aż 87% zagłosowało na partię inną niż anty-imigrancka. Felietonistka uważa to za sukces, ponieważ Niemcy w 2015 r, przyjęły niemal w jednym momencie milion uchodźców, co było na granicy możliwości. Przypadki molestowania seksualnego podczas sylwestra w Kolonii czy ubiegłoroczny atak terrorystyczny w Berlinie były jednymi z wielu przyczyn spadku zaufania obywateli do instytucji państwa, jak i rządzących. Podjęte przez rząd kroki mające na celu ograniczenie napływu nowych przybyszów oraz nadanie nowych kompetencji policji i służbom specjalnym przyniosły skutki (choć nie zawsze były to decyzje mądre zdaniem autorki). Niemcy nie dali się ponieść anty-imigranckiej gorączce i zwracali uwagę także na inne ważne aspekty jak edukacja czy opieka nad osobami starszymi.
Przed Angelą Merkel stoi teraz ogromne wyzwanie sformowania rządu. Samodzielne rządy Unii oznaczałyby rząd mniejszościowy. Opcja ta jest jednak mało prawdopodobna, ponieważ do tej pory nikt w Niemczech na poziomie federalnym nie próbował tej metody rządzenia. Oznacza to konieczność zawiązania koalicji, co z kolei będzie wymagało od pani kanclerz ogromnych zdolności negocjacyjnych. Dotychczasowy partner koalicyjny, SPD, zapowiedział przejście do opozycji, a naturalny partner koalicyjny czyli liberalne FDP otrzymało za mało głosów, aby wspólnie z Unią mieć większość parlamentarną. Jedynym rozwiązaniem jest zatem koalicja CDU/CSU z FDP i Zielonymi czyli tzw. Jamajka (od kolorów ugrupowań, które są identyczne z barwami narodowymi Jamajki), albo rozpisanie nowych wyborów, co Angela Merkel, podobnie jak koalicję z AfD, z góry odrzuciła.
Sformowanie rządu wspólnie z liberałami i Zielonymi brzmi jak mission impossible. Dwóch potencjalnych partnerów koalicyjnych - FDP i Zieloni, dotychczas zajmowały się raczej wzajemną krytyką, niż współpracą. Pro-biznesowi liberałowie postulują obniżenie podatków, podczas gdy lewicujący Zieloni proponują wprowadzenie podatku od majątku. Ekologiczne hasła wycofania samochodów z napędem spalinowym czy wygaszenie elektrowni węglowych stoją w sprzeczności z programem Unii i FDP. Wprawdzie obie partie ogłosiły w poniedziałek gotowość do rozmów, to jednocześnie, zwracają uwagę, że kluczowe dla nich będzie trzymanie się głównych punktów ich programów oraz treść porozumienia koalicyjnego. W przypadku Zielonych może wystąpić problem przekonania lewego skrzydła ugrupowania do poparcia współpracy z liberałami i chadekami.
Do tej pory Jamajka pozostaje tworem nieprzetestowanym na poziomie federalnym. Jedynie w Szlezwiku-Holsztynie te trzy ugrupowania zawarły porozumienie o sformowaniu wspólnie rządu regionalnego. Przedstawiciele Zielonych i liberałów z Kilonii przyznają, że kluczowe we wzajemnej współpracy oprócz znajomości własnych ograniczeń, jest świadomość ograniczeń drugiej strony. W przypadku negocjowania porozumienia koalicyjnego Angela Merkel będzie musiała pamiętać, że uwzględnione muszą być także oczekiwania bawarskiego partnera jej rodzimej formacji, czyli CSU. Dominująca w Bawarii CSU reprezentuje znacznie bardziej konserwatywne poglądy w tandemie CDU/CSU. Jeszcze niedawno Horst Seehofer, przewodniczący CSU i premier Bawarii, krytykował kanclerz za jej politykę imigracyjną, ale przed wyborami deklarował pełne poparcie "dla kochanej Angeli". Jednak niedzielne wybory okazały się całkowitą katastrofą dla CSU. Zdobycie jedynie 38% głosów jest odczytywane jako bardzo zły wynik, który zagraża samodzielnym rządom CSU w Bawarii po przyszłorocznych wyborach do tamtejszego Landtagu. Jako przyczynę tak słabego wyniku władze partii uznały porzucenie tradycyjnego konserwatywnego elektoratu, którego część oddała swoje głosy na AfD. Obranie kursu na prawo przez bawarskich partnerów Unii jeszcze bardziej komplikuje koalicyjne szachy.
Czwarte z rzędu zwycięstwo Angeli Merkel wskazuje, że Niemcy są raczej zadowoleni z sytuacji w kraju. Choć wielu z nich znajduje zapewne wiele spraw wymagających poprawy, to na koniec dnia i tak stwierdzają, że w gruncie rzeczy są zadowoleni z sytuacji w kraju. Niemiecka gospodarka jest w bardzo dobrej kondycji, a bezrobocie osiąga rekordowo niskie poziomy. Dla wielu obywateli, powierzenie władzy chadekom na kolejną kadencję było także podyktowane troską o stabilność kraju.
Czwarta kadencja może okazać się najtrudniejsza w karierze pani Merkel. Sformowanie rządu z dwoma skrajnymi koalicjantami może zająć sporo czasu. Nawet jeśli negocjacje zakończą się sukcesem, to rząd ten może się okazać niestabilny i nieefektywny, podobnie jak rządzenie bez większości parlamentarnej. Polityczny pat zdecydowanie nie jest tym, czego oczekuje przyszły kanclerz, zwłaszcza gdy w kraju na sile nabiera populistyczna opozycja. Nie można też zapominać, że Angela Merkel jest także ważną postacią na scenie międzynarodowej, gdzie czekają na nią reforma Unii Europejskiej i Strefy euro, Brexit, kryzys migracyjny oraz ochłodzenie relacji z USA.