Sears Holdings (NASDAQ:SHLD) to amerykańskie przedsiębiorstwo z siedzibą w Hoffman Estates w stanie Illinois, które obsługuje około 550 sieci sklepów dyskontowych Kmart i Sears, jest ostatnio znane na rynku głównie z tego, że akcje staczają się lawinowo, a spółka przynosi koszmarne straty. Długi oraz wieloletnie zaniedbania w zarządzaniu powodują, że zagłada jest blisko. Tylko w 2017 roku sieć skurczyła się o 379 placówek.
Sears niedawno ogłosił, że zamyka kolejne sklepy wskutek spadku obrotów i bardzo kiepskiej sytuacji finansowej w spółce. Przedstawiciele firmy poinformowali, że już w listopadzie zostanie wyłączonych kolejnych 46 sklepów, także te w Nowym Jorku i New Jersey, które znajdują się z tyłu peletonu w kategoriach obrotów i wielkości uzyskiwanych strat. W ostatnio publikowanym raporcie kwartalnym spółka odnotowała spadek sprzedaży niemal o 4 proc. ale to i tak wiele lepiej, niż zakładał rynek. Naturalnie nie jest to dobry wynik, jednakże jeśli przyrównać go do czwartego kwartału 2017, kiedy spółka odnotowała spadek dwucyfrowy, stąd też rynek przyjął raport dość optymistycznie. W dużej mierze to efekt systematycznego zamykania kolejnych sklepów. To jednak tylko uśmiech przez łzy.
Co zatem nie gra w firmie? Sears jest zadłużony po uszy w kwocie 4,95 mld USD z tytułu zobowiązań kredytowych na koniec drugiego kwartału (z 4,0 mld USD rok temu). To kosztuje firmę 188 mln USD odsetek w skali kwartału. Ta eksplozja długu i wzrost odsetek ma miejsce, gdy marża brutto spada, co naturalnie przekłada się na zyski, które stopniały aż o 28 proc. rok do roku. Łącznie strata netto w zamkniętym kwartale wyniosła 508 mln USD, czyli dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Innymi słowy, Sears sprzedaje za mało, aby nie tyle spłacać, co nawet obsłużyć swoje zadłużenie i nie jest w stanie osiągnąć akceptowalnych marż na produkty, które oferuje konsumentom. Nawet Walmart (NYSE:WMT) znany przecież z niskich cen, osiąga marże na poziomie 25 proc.
Problemy finansowe Sears to efekt lat zaniedbań i brak inwestycji w prowadzone sklepy. Placówki sieci są niedoinwestowane i bardzo wyraźnie widać to po zestawieniach z konkurencją. W bieżącym roku spółka zainwestowała w modernizację placówek zaledwie 32 mln USD, a to kropla w morzu jeśli spojrzeć na wydatki konkurencji w tym segmencie - J.C. Penney, kolejny walczący dom handlowy obsługujący 860 placówek, zainwestował 221 mln USD, natomiast Best Buy, ze swoimi 1035 sklepami, wydał 375 mln USD. Sears inwestuje mało, ponieważ nie może sobie pozwolić na nic więcej. Trend niedoinwestowania utrzymuje się od lat, dla porównania w 2011 roku kiedy sieć liczyła ponad 4000 (!) sklepów, nakłady inwestycyjne wyniosły tylko 432 mln USD, co dało średnią 110 tys. USD na placówkę. Wspomniany J.C. Penney planuje w 2018 roku doinwestować swoje sklepy kwotą około 430 tys. USD w przeliczeniu na placówkę.
Tymczasem w ostatnim komunikacie na blogu dyrektor generalny Sears Holdings Eddie Lampert zasugerował, że to wysokie składki emerytalne dla pracowników były główną przyczyną finansowej niedoli spółki. Według rynku to kolejny znak, że lider firmy stracił kontakt z rzeczywistością, obwiniając wszystkich dookoła oprócz siebie, za problemy Searsa, który jest kolejnym znakiem ostrzegawczym dla inwestorów pokładających zaufanie w jego przywództwie.
Lata niedoinwestowania zbierają żniwo i los Sears, w czasach zażartej konkurencji między sieciami, wydaje się przesądzony i nieodwracalny.