Sektor samochodów elektrycznych rośnie w zawrotnym tempie. Samochody na prąd są coraz wydajniejsze i tańsze, co czyni je bardziej dostępnymi dla mniej zamożnego społeczeństwa. W ostatnich latach rozwój tej branży w USA wspierały ulgi podatkowe zarówno na szczeblu federalnym jak i lokalnym. Nie ma co się dziwić, większy udział samochodów elektrycznych mógłby wpłynąć pozytywnie na redukcję emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Jednak pojawiają się pytania, jeśli użytkownicy samochodów spalinowych są obciążani podatkiem na budowę dróg, który jest wliczony w cenę paliwa, to czemu użytkownicy samochodów elektrycznych mieliby być z tego podatku zwolnieni?
Problemy branży samochodów elektrycznych zaczęły się w lipcu 2015 roku, kiedy to stan Georgia uchylił swoją ulgę podatkową wynoszącą $5 000. Ponadto nałożono opłatę rejestracyjną w wysokości $200. Sprzedaż elektrycznych samochodów drastycznie spadła z 1 300 samochodów miesięcznie do około 100. Jednak to był dopiero początek. Obecnie w co najmniej dziewięciu stanach, włącznie z liberalnymi takimi jak Illinois, jak i konserwatywnymi takimi jak Indiana, wprowadzono nowe opłaty dla użytkowników samochodów napędzanych energią elektryczną.
W stanie Kolorado urzędnicy już pracują nad ustawą, która miałaby uchylić ulgi w podatku dochodowym dla właścicieli pojazdów elektrycznych. W Utah, deputowani głosowali przeciwko przedłużeniu federalnej ulgi podatkowej. Illinois, Pensylwania oraz Tennessee również już nie wspierają tego sektora. Obecnie już tylko 16 stanów posiada jakieś finansowe ulgi dla kupujących samochody elektryczne, gdzie jeszcze niedawno było ich 25. Wprowadzone zmiany nie wspierają redukcji emisji dwutlenku węgla w Stanach Zjednoczonych. Według badań przeprowadzonych przez Energy Information Administration, transport emituje najwięcej gazów cieplarnianych ze wszystkich sektorów. W ostatnim roku przebił sektor energetyczny pierwszy raz od 1970 roku.
Z pewnością działania niektórych stanów hamują rozwój całej branży. Nie pomaga też obecny prezydent Donald Trump, który dąży do cofnięcia rygorystycznych przepisów dotyczących emisji spalin wprowadzonych przez Baracka Obamę. Zmiany mogą ostudzić chęci producentów samochodów do dalszego rozwoju. Istnieją również obawy wśród zwolenników pojazdów elektrycznych nad losem federalnej ulgi podatkowej w wysokości $7 500 na pojazdy elektryczne, co głównie napędzało sprzedaż. Co ciekawe ulga jest ograniczona do 200 000 samochodów dla każdego producenta.
Liderami tej branży w USA są BMW (ETR: BMW) z modelami serii 3 sedan i SUV-em X5, General Motors (NYSE: GM) z Chevrolet Volt, Nissan (TYO: 7201) z modelem LEAF oraz Tesla (NASDAQ: TSLA). Z nowości można podkreślić Chevrolet Bolt, który można zakupić za mniej niż $30 000 po odliczeniu federalnej ulgi podatkowej $7 500. Rynek z niecierpliwością czeka na Tesla Model 3, który już został zaprezentowany, ale jeszcze nie jest dostępny. Tesla Model 3 również ma być w cenie poniżej $30 000 po odliczeniu ulgi podatkowej. Kupujący powinni mieć na uwadze, że ulga podatkowa dotyczy tylko 200 000 samochodów dla każdego producenta i szacuje się, że GM i Tesla osiągną swój limit już w 2018 roku. Jeszcze nie wiadomo, czy limit zostanie rozszerzony.
Największym rynkiem zbytu dla samochodów elektrycznych są obecnie Chiny z 630 000 samochodami na drogach. Sprzedaż w ostatnim roku wzrosła tam o 70%. Rynek rozwija się również dynamicznie w Kanadzie, Francji oraz Szwecji, gdzie sprzedaż wzrosła w ostatnim roku o 50-70%. Grantham Institute z Imperial College London oraz Carbon Tracker Initiative prognozują dalszy rozwój rynku szacując, że w 2035 roku ilość samochodów elektrycznych na drogach zwiększy się do 35%. Mogłoby to mieć drastyczny wpływ na ceny ropy naftowej.
Rynek samochodów elektrycznych z pewnością wciąż się rozwija. W ostatnich latach znacznie poprawiono wydajność baterii elektrycznych. Ceny również się poprawiły. Obecne konfrontacje na szczeblu legislacyjnym mogą wpłynąć na pozycję Stany Zjednoczone w branży motoryzacyjnej. Sytuacja przypomina, to co wydarzyło się kilka dekad temu, kiedy amerykańscy producenci samochodów trzymali się z daleka od mniejszych samochodów, zostawiając pole do działania japońskim producentom.