Giełdy w Nowym Jorku tkwią w mocnym uśpieniu, co nie jest szczególnie dziwne w okresie wakacji. Rynku nie ruszyły ani problemy polityczne Donalda Trumpa, ani kolejne doniesienia o nałożeniu nowych ceł w relacji handlowej USA-Chiny. Indeks S&P500 utknął na szczycie, a rynek nie wykorzystał szansy na znaczną poprawę historycznych wyników.
Przez Stany Zjednoczone przetoczyła się w mijającym tygodniu burza polityczna, gdy osobisty prawnik Donalda Trumpa - Michael Cohen, oddał się w ręce FBI, w związku z ciążącymi nad nim zarzutami w kwestii nieprawidłowości podatkowych i oszustw bankowych. Również były szef kampanii wyborczej Paul Manafort usłyszał zarzuty w zakresie przestępstw podatkowych oraz ukrywania majątku w zagranicznych bankach. Prezydent Stanów Zjednoczonych zanotował ostatnio trudny czas, zmuszony przy okazji tłumaczyć się z wątków ataków hakerskich ze strony Rosjan, które wracają na "żółty pasek" jak bumerang.
Tymczasem giełda nieszczególnie przejęła się problemami w Białym Domu, a główny indeks giełdowy S&P500 (NYSE:SPY) w międzyczasie - "w męczarniach", ale zawsze - ustanowił nowe historyczne wartości notowań. Podczas piątkowej sesji niejako potwierdził chęć wchodzenia jeszcze wyżej, paliwa dodały słowa na konferencji szefa Fed - Jerome Powella w trakcie spotkania szefów banków centralnych w Jackson Hole, które odbyło się w czwartek i piątek. Wystąpienie Powella wprawdzie nie wniosło nic nowego w przekaz Fed i utwierdziło rynek w przekonaniu, że ostrożna polityka monetarna zostanie utrzymana. Tym samym powrót do szczytowych wartości, które zostały ustanowione pod koniec stycznia, gdy nastąpiła silna lutowa korekta zajął rynkowi siedem miesięcy. Wielu analityków rynkowych wówczas zapowiadało koniec rynku byka, a media oczami wyobraźni widziały krach czy kryzys. Rynek nie ma ochoty kończyć bogatych czasów, dwa sezony bardzo dobrych wyników kwartalnych, w znacznym stopniu utwierdziły inwestorów w przekonaniu, że do recesji daleko, a zimowe tąpnięcie to wypadek przy pracy. Według komunikatu od Reuters hossa na Wall Street właśnie wyrównała rekord z lat 90-tych ubiegłego wieku, a jej seria trwa już ponad 3450 dni. W tym czasie główny amerykański indeks urósł ponad 320 proc.
Wydarzeniem tygodnia w zakresie publikacji kwartalnych był czwartkowy raport od Alibaba (NYSE:BABA). Chińska spółka zaskoczyła rynek wzrostem przychodów rdr aż o 61 proc., ale zarobiła mniej niż oczekiwał rynek. Optymistyczne otwarcie zostało przez rynek wyraźnie zanegowane. Publikacja Alibaby w istocie zamyka sezon wyników, który zgodnie z prognozami okazał się bardzo udany i stanowi z najlepszych bieżącej dekady, gdzie 4/5 spółek opublikowała lepsze od oczekiwań raporty. Amerykańskie blue chipy poprawiły przychody blisko 10 proc., co jest najlepszym rezultatem od trzeciego kwartału 2011 roku. Naturalnie rynek doświadczył kilku istotnych rozczarowań (Facebook, Netflix), jednak wynikały one raczej ze zbyt wygórowanych oczekiwań, niż z rzeczywiście słabego raportu. Ogólny obraz wskazuje na fakt, że amerykańskie filmy radzą sobie bardzo dobrze, a na horyzoncie nie widać spowolnienia.
W skali całego tygodnia indeksowe ETF-y zamknęły się w zielonych kolorach. S&P500 (NYSE:SPY) zyskał 0,86 proc. zamykając notowania w najwyższych historycznych wartościach, Nasdaq (Nasdaq:QQQ) - 1,46 proc., a Dow Jones (NYSE:DIA) - 0,52 proc. Happy trading!