Kiedy ceny ropy w Nowym Jorku spadły poniżej 50 dolarów za baryłkę (połowa stycznia 2015 r.), komentatorzy zaczęli dopatrywać się w tym nawet pewnych symptomów kolejnego kryzysu naftowego, twierdząc, iż zwiększona podaż przy malejącym popycie może doprowadzić do pogorszenia sytuacji w krajach, w których opłacalność wydobycia ropy zaczyna się dopiero od poziomu 60-70 dolarów Do takich producentów należą Stany Zjednoczone, które chwilami zagrażać zaczęły potędze OPEC, bowiem po ostatnim kryzysie naftowym, kiedy to ceny ropy poszybowały do poziomu ponad 100 dolarów za baryłkę, w Stanach Zjednoczonych opracowano technologię pozyskiwania ropy z łupków i rozpoczęto poszukiwania ropy w trudno dostępnych rejonach, jak na przykład w północnej części Alaski. Spowolnienie gospodarek państw wysoko rozwiniętych spowodowało jednak drastyczny spadek popytu na ropę. Dodatkowo na rynku pojawili się wcześniej mało znaczący producenci tacy jak Angola, Libia, Nigeria. Rosja utrzymywała na bardzo wysokim poziomie swoje dostawy m.in. aby osiągać wysokie wpływy do budżetu z taryf eksportowych, dzięki którym rząd rosyjski mógł realizować cele militarne. Wyjątkowo szybki spadek wartości rubla przy utrzymującym się bardzo wysokim eksporcie ropy przynosił nadzwyczajne korzyści dla eksporterów rosyjskich i wpływy do budżetu (w walucie obcej), choć społeczeństwo w tym kraju przypłaciło deprecjację rosyjskiej waluty własnym poziomem życia, który osiągnął poziom ubóstwa i skrajnej biedy.Z kolei OPEC (kartel międzynarodowy zrzeszający producentów i eksporterów ropy naftowej) będący pod wyraźnym wpływem Arabii Saudyjskiej nie zdecydował się na zmniejszenie produkcji ropy w państwach członkowskich - co powinno być automatyczne wobec dużego spadku popytu oraz tendencji spadku ceny "czarnego złota". W lutym br. Richard Fisher - szef Rezerwy Federalnej w Dallas (USA) oficjalnie oświadczył, iż głównym kreatorem spadku cen ropy jest Arabia Saudyjska - największy producent ropy w OPEC. Pod koniec ub. roku Arabia Saudyjska nie zgodziła się bowiem na ograniczenie wydobycia ropy naftowej twierdząc, że spowoduje to utratę przez nią udziału w rynku. Tymczasem inne państwa OPEC, m.in. Iran, nie posiadając tak znacznych rezerw walutowych co Arabia Saudyjska, ucierpiały z powodu drastycznie spadających cen ropy, bowiem ich przychody zależą w znacznej mierze od wpływów jakie otrzymują z eksportu ropy.
Decyzja OPEC miała również ogromne znaczenie dla Stanów Zjednoczonych - w jej wyniku władze amerykańskie pod koniec ubiegłego roku zezwoliły na eksport ropy. Należy jednak pamiętać, że produkcja ropy z łupków w Stanach Zjednoczonych przy cenach światowych ropy na poziomie 50 dolarów za baryłkę staje się zupełnie nieopłacalna.
Amerykanie podjęli jeszcze jedną ważną decyzję dla rynku ropy naftowej: w maju br. zapadła decyzja o wznowieniu poszukiwań ropy naftowej i gazu u północnych wybrzeży Alaski przez brytyjsko-holenderski koncern Royal Dutch Shell (NYSE: RDS-A). W 2013 r. koncern przerwał prace poszukiwawcze w Arktyce z powodu awarii testowanego sprzętu wydobywczego. Wydobycie ropy w tym regionie jest nie tylko ryzykowne ze względu na zagrożenie ekologiczne (co podkreślają ekolodzy), ale przede wszystkim bardzo kosztowne i ciężko je uzasadnić jeśli popyt miałby się utrzymywać na stałym poziomie lub spaść. Można więc uznać, iż władze amerykańskie zakładają wzrost popytu na ten surowiec, co - jak podkreślają komentatorzy - będzie miało miejsce ze strony Chin - kraju o największej populacji na świecie, którego gospodarka jest w całości kontrolowana i planowana przez rządzącą partię. I nie byłoby zaskoczenia, gdyby kraj ten chylił się ku upadkowi, jak centralnie planowane gospodarki państw Europy Środkowej i Wschodniej w latach osiemdziesiątych. Tu sytuacja jest krańcowo inna - chińska gospodarka rynkowa, ale z wysokim stopniem interwencjonizmu państwowego i brakiem własności prywatnej wymyka się zupełnie z praktykowanego na Zachodzie modelu ekonomicznego. Dlatego wszelkie przypuszczenia i szacunki co do rozwoju gospodarczego tego kraju są bezużyteczne i nie przynoszą realnych potwierdzeń. W Chinach rząd nadzoruje cały sektor bankowy oraz większość przedsiębiorstw, przez co może zarządzać właściwie całą gospodarką, jak jednym wielkim koncernem decydując o subsydiowaniu (w okresie słabej koniunktury) lub transferze zysków i ich alokacji w skali całej gospodarki (w okresie prosperity). Skoro więc globalne zapotrzebowanie na ropę zależy od nierynkowego podmiotu, jakim są Chiny, trudno przewidywać dziś jak rynkowe siły popytu i podaży ukształtują cenę tego ważnego surowca w bliższej i dalszej przyszłości.