Za nami bardzo interesujące sesje na Wall Street. Początek tygodnia nie zwiastował nic niepokojącego, obserwowaliśmy to samo co przez ostatnie tygodnie, czyli niewielką zmienność. Tymczasem w połowie tygodnia doszło to nieoczekiwanego jesiennegospadku cen akcji. Mimo iż dwie sesje z rzędu silniejszych spadków wygląda nieciekawie, nie ma się póki co czym martwić. To tylko korekta.
Przecena przyszła niespodziewanie i nie wiadomo skąd taka nerwowość wśród inwestorów, ponieważ na rynek nie wpłynęły żadne istotne informacje. Chociaż analitycy wskazują, że za spadkami stoją wysokie rentowności amerykańskich obligacji, to jednak ten stan utrzymuje się od dłuższego czasu. Tak czy inaczej środa przyniosła najsilniejszą przecenę od lutowych spadków - S&P500 (NYSE:SPY) spadł 3,29 proc., a Nasdaq (Nasdaq:QQQ) ponad 4 proc. Przecenę, choć już nie tak silną, rynek 'poprawił' podczas sesji czwartkowej. Gdyby włączyć telewizję i dać nakarmić się sensacyjnemu przekazowi to rzeczywiście można było wpaść w panikę. Dow Jones (NYSE:DIA) w ciągu dwóch sesji oddał ponad 1300 punktów, zagotowało się także na S&P500, który spadł poniżej średniej 200-okresowej dziennej (to ważny wskaźnik, z punktu widzenia analizy technicznej w Stanach Zjednoczonych), notując przy okazji najdłuższą spadkową serię od czasu ostatnich wyborów prezydenckich za oceanem. Najmocniej przeceniony w minionym tygodniu Nasdaq, po czwartkowej sesji, znalazł się blisko 10 proc. niżej od szczytów z końca sierpnia. W piątek w końcu przyszło odreagowanie, chociaż sama sesja miała burzliwy przebieg - bardzo wysokie otwarcie, oddanie większości wzrostów w trakcie i mocny finisz w końcówce. Sezon wyników kwartalnych rozpoczęły duże amerykańskie banki JP Morgan (NYSE:JPM), Citigroup (NYSE:C) oraz Wells Fargo (NYSE:WFC).
Wszelkiej maści analitycy i komentatorzy rynkowi za wszelką cenę chcą doszukać się powodów tak zmasowanej sprzedaży, wskazując na politykę Fed, rosnącą rentowność obligacji czy jeszcze inne przyczyny. Są też tacy, nie wymieniając nazwisk, którzy po dwóch dniach spadków przewidują rozpoczęcie bessy. Pragnę zaznaczyć, iż w gruncie rzeczy nic się nie stało - wszystkie amerykańskie indeksy giełdowe od lutowej przeceny odrobiły straty z nawiązką, poprawiając niedawno historyczne wartości. Obecne spadki to nic innego jak silna korekta po tygodniach wzrostów. Podczas gdy w mediach społecznościowych 'rozeszły się' zalane krwią 'kwadraciki' wycięte ze skanera finviz.com, ja pragnę zauważyć, że ten sam program pokazuje, iż od początku roku te same spółki, które tak mocno spadały w środę i czwartek, notują w ogólnym bilansie bardzo solidne profity (tabelka poniżej).
Przed nami najpewniej szalone 3-4 tygodnie wyników kwartalnych spółek i to obecny sezon publikacji może dać odpowiedź, w jakiej kondycji jest rynek byka. Oczekiwania Wall Street są bardzo duże, na pewno będzie wysoka zmienność, a co za tym idzie, liczne okazje do zarobienia pieniędzy. Raporty kwartale potrafią zmieniać trendy na spółkach i istotnie zmieniać krajobraz z sesji na sesję. Dopiero kiedy przejdzie fala publikacji tych najważniejszych z punku widzenia indeksów giełdowych spółek i narysuje się ogólna statystyka realnych wyników względem konsensusu, wówczas będzie można dopiero snuć wizje przyszłości. Obecnie każdy scenariusz jest możliwy i odwracanie trendu przez analityków w tak ważnym momencie, to nic innego jak produkcja 'fejkowej' treści zza korporacyjnego biurka. Zalecam zatem większą czujność w obserwacji rynku, a nie trzymanie spółek w pozycji podczas publikacji raportów - reakcje rynku na wyniki często bywają irracjonalne i można narazić się na straty.