Kolejny tydzień prezydentury Donalda Trumpa rozpoczął się w tradycyjny sposób - od kontrowersji. W poniedziałek Trump udał się do Teksasu, by wesprzeć republikańskiego senatora i swojego dawnego przeciwnika w wyborach prezydenckich Teda Cruza. Podczas spotkania z wyborcami prezydent z dumą zdeklarował się jako nacjonalista. Miało to dość kontrowersyjny wydźwięk, ponieważ nacjonalizm kojarzony jest przede wszystkim z takimi pojęciami jak autorytaryzm czy szowinizm. Dla ekspertów w dziedzinie polityki, którzy od dawna określali tym terminem strategie polityczne Trumpa, takie wyznanie nie było żadną nowością. Oprócz tego prezydent USA przekonywał, że zapomniał o różnicach i nieporozumieniach między nim a Cruzem, którego kiedyś nazwał "Kłamliwym Tedem". "Według mnie on nie jest już Kłamliwym Tedem" - powiedział Trump. - "To Piękny Ted. On jest Teksańczykiem, ja nazywam go Tedem z Teksasu."
W poniedziałek administracja Trumpa miała powody do zadowolenia. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wstrzymał przesłuchanie sekretarza Departamentu Handlu Wilbura Rossa w sprawie odwołania decyzji o przywróceniu pytania o obywatelstwo w kwestionariuszu spisu amerykańskiej ludności. Pytanie o obywatelstwo ma kluczowe znaczenie, ponieważ gromadzone w ten sposób dane wykorzystywane będą przy podejmowaniu decyzji w sferze ustanawiania prawa, przydzielenia miejsc w Kongresie USA, a także rozdziału federalnych funduszy. Organizacja American Civil Liberties Union oraz Prokurator Generalny Stanu Nowy Jork (pozwodawcy) twierdzą, że pytanie o obywatelstwo da niedokładne wyniki, jeżeli nie będą na nie mogli odpowiedzieć imigranci.
W czwartek Trump wreszcie potępił Arabię Saudyjską za udział w morderstwie dziennikarza Jamala Khashoggi i próbę zamiecenia tego pod dywan. Administracja wprowadziła sankcje na zamieszanych w zbrodnię Saudyjczyków, jednak wciąż ma wątpliwości co do nałożenia ograniczeń na sam kraj. Wahania Trumpa mają związek z tym, iż USA utrzymuje z Arabią dobre stosunki gospodarcze. W poniedziałek odbyło się spotkanie sekretarza skarbu USA Steve'a Mnuchina z księciem koronnym Arabii Saudyjskiej.
Ponadto prezydent Stanów Zjednoczonych wyraził we wtorek zdecydowany sprzeciw wobec działań osoby rozsyłającej przesyłki z bombami niektórym członkom Partii Demokratycznej i innym znaczącym przeciwnikom Trumpa. Bomby mieli otrzymać Clintonowie, Obamowie, George Soros oraz CNN. "Na groźby lub akty politycznej przemocy w USA nie ma miejsca" - powiedział Trump. Jednak po tym jak szef stacji CNN skrytykował go za działania, których skutkiem miała być ta niepokojąca sytuacja, Trump zmienił strategię na ofensywną, oskarżając media oraz Demokratów o podsycanie zajadłości. W piątek na jednej z przesyłek z bombą zabezpieczono odcisk palca. Okazało się, że należy on do mężczyzny z Florydy, który jest fanatycznym zwolennikiem Trumpa.
W czwartek "New York Times" doniósł, że Chiny i Rosja miały szpiegować Trumpa, podczas gdy rozmawiał przez telefon. Mimo nalegań doradców prezydent nie zrezygnował z korzystania ze swoich komórek, a sam artykuł określił jako "nudny" i "niewłaściwy".
We wtorek Trump złożył podpis pod ustawą o nazwie Water Infranstructure Act of 2018, upoważniającą amerykański rząd do przydzielania funduszy federalnych na projekty w zakresie infrastruktury wodnej.