W ubiegłym tygodniu najważniejszym wydarzeniem na amerykańskiej scenie politycznej było spotkanie prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, które odbyło się 16 lipca w Helsinkach.
Po wizycie w Finlandii Trump pozostał w Europie, by wziąć udział w szczycie NATO w Brukseli. Prezydent Stanów Zjednoczonych wykorzystał tę okazję, by publicznie wyrazić swoje niezadowolenie z państw sojuszniczych, które jego zdaniem przeznaczają na obronność niewystarczającą ilość funduszy.
Przed konferencją prasową Trump odbył dwugodzinne spotkanie z Putinem przy asyście tylko jednego, amerykańskiego tłumacza, Mariny Gross. Treść rozmowy nie została ujawniona, mimo iż niektórzy członkowie Kongresu USA oczekiwali złożenia zeznań przez tłumacza. Ponieważ osoby wykonujące ten zawód obowiązuje kodeks etyczny zawierający zasadę przypominającą tajemnicę adwokacką, Gross nie może zeznawać, dopóki Trump nie udzieli swojej zgody, co jednak zdaje się mało prawdopodobne.
Po prywatnym spotkaniu Trump oraz Putin wzięli udział w publicznej konferencji prasowej, podczas której przywódca USA wyraził wątpliwość, czy Rosja ingerowała w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku. Putin wyraźnie zaprzeczył tym doniesieniom, nie zwracając najmniejszej uwagi na akt oskarżenia wydany przez Muellera wobec 12 rosyjskich obywateli. Zapytany, czy wierzy amerykańskiemu wywiadowi czy Putinowi, Trump próbował uniknąć odpowiedzi, mówiąc: "Oni myślą, że była to Rosja. Mam prezydenta Putina - on właśnie powiedział, że to nie Rosja. Nie widzę powodu, dla którego miałaby być." Następnie Trump starał się odciągnąć podejrzenia od strony rosyjskiej, ponownie obwiniając Partię Demokratyczną.
To pierwszy raz, kiedy prezydent USA publicznie i tak wyraźnie oddzielił się od amerykańskich agencji bezpieczeństwa narodowego. Wielu jest przekonanych, że poprzez swoje zachowanie Trump dopuścił się zdrady.
Kilka dni po konferencji prezydent postanowił odnieść się do krytycznych uwag na swój temat, jednak robił to w bardzo wymijający i niekonkretny sposób. Kwestionował raporty dotyczące swoich wypowiedzi oraz przyznał, że "źle się wyraził". Cały czas zdawał się być skłonny do dalszego zacieśniania stosunków z Rosją, a nawet do zaproszenia Putina do Waszyngtonu.
W tym samym czasie pojawiły się wiadomości, zgodnie z którymi FBI ma znajdować się w posiadaniu nagranej przez Michaela Cohena rozmowy z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Prawnik Trumpa Rudy Giuliani powiedział, że nagranie zawiera dyskusję mężczyzn w sprawie opłacenia byłej modelki Playboya Karen McDougal, która w 2006 roku miała nawiązać romans z prezydentem. Pełnomocnicy Trumpa najwyraźniej odsłuchali tę rozmowę, nie sądzą jednak, by stanowiła dla niego problem prawny. Mimo wszystko na jaw wychodzi, w jakim stopniu Trump, wówczas kandydat na prezydenta, starał się ukryć informacje dotyczące swoich rzekomych romansów. FBI weszło w posiadanie nagrania po przeszukaniu biura Cohena, które miało miejsce na początku tego roku. W związku z powyższymi doniesieniami Trump zaatakował Cohena na Twitterze, twierdząc, że rozmowa została zarejestrowana bez jego zgody.
Oprócz tego prezydent USA wyraził swoje niezadowolenie z polityki Rezerwy Federalnej polegającej na dokonywaniu podwyżek stóp procentowych, które jego zdaniem ograniczają zdolność kraju do rywalizacji ekonomicznej z Chinami. Nigdy nie zdarzyło się jeszcze, by prezydent krytykował niezależną instytucję finansową jaką jest Fed. Co ciekawe, obecne stanowisko Trumpa w sprawie podwyżek stóp jest niespójne z jego wcześniejszymi poglądami na ten temat.