W zeszłym tygodniu prezydent USA Donald Trump zwolnił z pracy świadków zeznających w procesie ws. impeachmentu; w tym tygodniu doprowadził do skrócenia wyroku swojego długoletniego przyjaciela Rogera Stone'a. Część ekspertów już wcześniej obawiała się, że amerykańska władza wykonawcza nadużywa swoich kompetencji, a po uniewinnieniu Trumpa przez Senat w procesie ws. impeachmentu obawy te nasiliły się.
Stone, wieloletni członek Partii Republikańskiej, przedstawił teorią spiskową, według której ojciec senatora Teda Cruza jest odpowiedzialny za zabójstwo Johna F. Kennedy'ego. W felietonie opublikowanym w CNN komentatorka polityczna Alice Stewart napisała, że Stone rozsiewał "nieprawdziwe historie o licznych romansach... z pięcioma rzekomymi kochankami" w celu zaszkodzenia Cruzowi w trakcie jego kampanii wyborczej.
Stone jest w trakcie procesu o manipulowanie świadkami i składanie fałszywych zeznań przed Kongresem USA. Był także zamieszany w aferę WikiLeaks podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku.
Prokuratorzy zajmujący się sprawą Stone'a zarekomendowali wymierzenie kary od 7 do 9 lat więzienia, a więc zgodnie z wytycznymi federalnego prawa. Zalecenie zostało opatrzone 26-stronicowym dokumentem podkreślającym powagę przestępstw Stone'a, które popełnił z pełną świadomością.
"Okłamywanie Kongresu oraz utrudnianie śledztwa stanowią bezpośredni i bezczelny atak Stone'a na praworządność" - czytamy.
Donald Trump wyraził swój sprzeciw za pośrednictwem Twittera:
"To straszna i bardzo niesprawiedliwa sytuacja. Prawdziwe zbrodnie działy się po drugiej stronie [po stronie Demokratów], a im nic się nie dzieje. Nie mogę pozwolić na tę pomyłkę sądu!"
Kilka godzin po publikacji tego postu amerykański Departament Sprawiedliwości nakazał prokuratorowi generalnemu Williamowi Barrowi skrócenie kary Stone'a wbrew zaleceniom. W konsekwencji troje prokuratorów wycofało się ze sprawy, a jeden zrezygnował z pracy w rządzie. Trump nazwał ich "ludźmi Muellera" (odwołując się do śledztwa ws. ingerencji Rosji w wybory prezydenckie).
Zazwyczaj prezydenci nie ingerują w działanie Departamentu Sprawiedliwości, dlatego też postępowanie Trumpa wzbudza poważne obawy ekspertów prawnych. Jeszcze bardziej niepokojący wydaje się fakt, że po zmianie rekomendacji kary dla Stone'a Barr otrzymał prezydenckie gratulacje. Komentatorzy polityczni zaczęli wątpić, że decyzję o skróceniu wyroku podjął Departament Sprawiedliwości, a nie sam Trump.
Barr pojawił się w ABC News, gdzie zapewnił Amerykanów, że "nie da się zastraszyć ani nie będzie ulegać niczyim wpływom... czy to Kongresu, redakcji gazet, czy prezydenta".
"Nie mogę wykonywać swojej pracy w departamencie, gdy ciągle pojawiają się dyskredytujące mnie komentarze" - powiedział. Dodał również, że jego obowiązkiem jest upewnianie się, by nie politycy nie ingerowali w proces wymierzania sprawiedliwości.
Słowa Barra mogą wskazywać na to, że stanowisko prokuratora generalnego jest zagrożone. Koniec końców, jego poprzednik Jeff Sessions został zmuszony do rezygnacji. Na krótko po wywiadzie Barra Biały Dom oznajmił, że prezydent "nie przejął się" jego wypowiedzią. A jednak, później Trump wyjaśnił na Twitterze, że chociaż póki co nie ingerował w postępowanie karne Departamentu Sprawiedliwości, miałby to tego pełne prawo.
Nie wszyscy zgadzają się ze zdaniem prezydenta. Nawet niektórzy z jego zwolenników uważają, że przekroczył on pewną granicę.
"Prezydent dokonał świetnego wyboru, mianując Willa Barra na prokuratora generalnego. Myślę, że prezydent powinien posłuchać jego rady... Uważam, że jeśli prokurator generalny mówi, że tweety przeszkadzają mu w wykonywaniu obowiązków, to prezydent powinien go posłuchać" - powiedział lider większości Senatu Mitch McConnell.
Po skróceniu rekomendowanej kary dla Stone'a Barr dokonał kilku dziwnych decyzji. Po pierwsze ogłosił, że Departament Sprawiedliwości nie wniesie oskarżenia przeciwko byłemu zastępcy szefa FBI Andrew McCabe'owi. Następnie zlecił ponowny przegląd spraw z udziałem byłych pracowników administracji Trumpa, na przykład Michaela Flynna. Niekonsekwentne działanie prokuratora generalnego każe zastanowić się, czy nie działa on bezpośrednio w imieniu prezydenta. Barr złoży zeznania przed Komisją Sądowniczą Izby Reprezentantów USA w celu wyjaśnienia swojego postępowania w sprawie Stone'a.
Ponad 1100 byłych prokuratorów i pracowników Departamentu Sprawiedliwości zażądało rezygnacji Barra.
"Wykonywanie przez pana Barra prywatnego rozkazu prezydenta mówi samo za siebie. Te działania i szkody, jakie wyrządziły integralności i praworządności Departamentu Sprawiedliwości, wymagają jego rezygnacji. Ale ponieważ nie oczekujemy, by tak właśnie zrobił, to na pracownikach departamentu spada obowiązek dotrzymania swoich obietnic i obrony bezpartyjności oraz apolitycznej sprawiedliwości" - napisali urzędnicy.
Aby ograniczyć potęgę prezydenta i na nowo ustanowić nadzór Kongresu nad władzą wykonawczą i jej prawem do wypowiadania wojny, uchwalono dwupartyjną ustawę, która najprawdopodobniej zostanie zawetowana przez Trumpa.
Planowanie i zatwierdzanie budżetu dla różnorakich celów, na przykład militarnych, znajduje się w zakresie kompetencji Kongresu. Mimo to Trump wielokrotnie decydował o przyznawaniu funduszów bez zgody tego organu.
W ostatnim czasie prezydent postanowił zabrać Gwardii Stanów Zjednoczonych środki w wysokości 4 mld dolarów i przeznaczyć je na budowę muru na amerykańsko-meksykańskiej granicy, chociaż wcześniej rząd federalny poinformował, że nielegalne przekraczanie granicy zostało zredukowane o 75%.
Zmiana alokacji funduszy spotkała się z krytyką obu amerykańskich partii. Członek Izby Reprezentantów Mac Thornberry wydał następujące oświadczenie: "Kongres ma konstytucyjny obowiązek zbadania, w jaki sposób wydawane są dolary przeznaczane na obronność. Ogłoszone dziś przeprogramowanie jest sprzeczne z władzą Kongresu i wierzę, że Kongres musi zadziałać. Razem z kolegami opracujemy odpowiednie kroki."
W oświadczeniu opublikowanym przez Demokratów politycy wskazują na "kradzież blisko 4 mld dolarów funduszów wojska", która stanowi "kolejną złamaną obietnicę prezydenta Trumpa".