U ubiegłym tygodniu prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, wygłosił swoje pierwsze orędzie o stanie państwa. Treść przemowy została zweryfikowana pod względem zgodności z rzeczywistością i w pewnych miejscach wyraźnie odbiega od prawdy.
Podczas orędzia Trump skupił się przede wszystkim na wewnętrznych problemach USA - gospodarce, imigracji oraz kwestii zatrudnienia. Mało czasu poświęcił natomiast na politykę zagraniczną. Omawiając ten punkt, prezydent wielokrotnie podkreślał wagę jednego z kluczowych haseł swojej kampanii wyborczej - "America First". Nalegał na to, by Kongres przyjął ustawę, zgodnie z którą fundusze pomocowe będą przyznawane włącznie krajom sojuszniczym i tylko w przypadku, gdy nie będzie to stać w sprzeczności z interesami USA.
Pula środków wspierająca programy pomocowe stanowi około 1% budżetu federalnego, jednak badania przeprowadzone w 2015 roku przez Kaiser Family Foundation wykazały, że Amerykanie uważają swój kraj za bardziej hojny. W uśrednieniu sądzą oni, że rząd przeznacza w tym celu aż 26% budżetu. Poprzednicy Trumpa również niejednokrotnie grozili ograniczeniem pomocy zagranicznej, jednak ich celem było sankcjonowanie państw, które swoją polityką naruszały prawa człowieka. Zdaje się, że decyzja obecnego prezydenta jest odpowiedzią na rzekome zniewagi skierowane pod adresem Stanów Zjednoczonych.
Należy zastanowić się, czy proponowany przez Trumpa obraz Ameryki na arenie międzynarodowej nie jest już i tak wystarczająco szkodliwy. "Każdy wie, że te pieniądze służą interesom USA, to samo dotyczy pieniędzy Europy." - powiedział Carl Bildt, były premier oraz minister spraw zagranicznych Szwecji." - "Ale to już przesada. To część orędzia o stanie państwa, więc więc także część polityki, a to ma jeszcze większe znaczenie. Wersja polityki Trumpa z Twittera różni się od tej z telepromptera." Xenia Wickett, dyrektor programu amerykańskiego w londyńskim Chatham House, stwierdziła: "Zmienia się obraz amerykańskiej "miękkiej siły"... teraz widzimy Amerykę, która nie robi tego, co należy ani nie kieruje się szlachetnymi pobudkami... nikt już nie powinien mieć co do tego wątpliwości. I to szkodzi." W ubiegły poniedziałek Departament Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych (Department of Homeland Security, DHS) poinformował o podtrzymaniu decyzji o przyjmowaniu imigrantów z Egiptu, Iranu, Iraku, Libii, Mali, Korei Północnej, Somalii, Południowego Sudanu, Sudanu, Syrii oraz Jemenu, jednak w ich przypadku mają zostać zastosowane dodatkowe środki bezpieczeństwa.
Tymczasem wokół Trumpa rozpętała się kolejna medialna burza, jeszcze zanim zdążyła ucichnąć poprzednia wywołana przez orędzie - tym razem w związku z ujawnieniem w piątek notatki służbowej (ang. memo). Zgodnie z jej treścią FBI oraz Departament Sprawiedliwości miały nadużywać technik inwigilacyjnych wobec sztabu wyborczego Trumpa. Dokument miał zdyskredytować śledztwo FBI w sprawie rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory prezydenckie. Demokraci oraz amerykańska agencja wywiadowcza National Security Agency potępiły decyzję prezydenta o ujawnieniu treści notatki, zarzucając republikanom wykorzystywanie ważnych informacji rządowych celem realizacji planu politycznego. Co dziwne, nie często zdarza się, by demokraci oraz FBI, zazwyczaj będący w opozycji, znaleźli się po jednej stronie sporu.