Już na samym początku poprzedniego tygodnia administracja Trumpa została postawiona przed ciężkim zadaniem - musiała bronić swojej decyzji dotyczącej realizacji kontrowersyjnego prawa w zakresie polityki imigracyjnej.
Zanim Donald Trump objął stanowisko prezydenta, większość rodzin nielegalnie przekraczających granicę USA, w tym również rodzin szukających schronienia przed prześladowaniem w swojej ojczyźnie, było wpuszczanych do kraju na czas trwania procesu w sądzie imigracyjnym. Prokurator generalny Jeff Sessions ogłosił w kwietniu, że w ramach polityki "zero tolerancji" dorośli imigranci będą podlegać odpowiedzialności karnej za bezprawne przekroczenie granicy. Strategia ta ma na celu stworzenie środka zapobiegawczego, który zmniejszy liczbę nielegalnie napływających imigrantów (skuteczność tej metody jest już kwestią sporną).
Ze względu na to, że dzieci nie mogą zostać osadzone w więzieniu, na czas postępowania karnego swoich rodziców umieszczane są w zakładach wychowawczych prowadzonych przez organizacje non-profit oraz prywatne spółki bądź w rodzinach zastępczych.
Mimo oburzenia i wyraźnego protestu ze strony części obywateli USA Trump oraz niektórzy urzędnicy pracujący w jego administracji, w tym Sessions oraz Kirstjen Nielsen, sekretarz Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA, nie mieli sobie nic do zarzucenia i początkowo nie zamierzali przepraszać. Nowe prawo było określane przez polityków jako konieczność. Co więcej, przekonywali oni, że dzieci mają zapewnioną należytą opiekę. Następnie Trump postanowił zmienić taktykę i próbował bezpodstawnie obarczyć winą za wprowadzenie ustawy Partię Demokratyczną, mimo iż wcześniej sam wychwalał jej skuteczność. Dodał ponadto, że tylko Kongres ma wystarczającą władzę powstrzymać proces separacji dzieci od swoich rodziców. Aby złagodzić ostrą krytykę, prezydent USA wziął udział w specjalnym wydarzeniu mającym na celu upamiętnienie ofiar przestępstw dokonanych przez niezarejestrowanych imigrantów. Niemałe kontrowersje wywołała także Melania Trump. Pierwsza Dama odwiedziła granicę Stanów Zjednoczonych z Meksykiem i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie założyła kurtki z nadrukiem "I really don;t care, do u?". W wolnym tłumaczeniu oznacza to: "na serio mam to gdzieś, a ty?" Wielu było zdania, że ów napis był idealnym nieodzwierciedleniem cynicznego nastawienia Trumpa, jakie prezentuje wobec praw człowieka. Para prezydencka zaprzeczyła, jakoby nałożenie tej kurtki przez Melanię akurat w tym miejscu niosło jakiekolwiek głębsze przesłanie.
Prezydent USA ostatecznie ugiął się pod naciskiem krytyki i podpisał ustawę, na mocy której realizacja prawa przewidującego rozdzielanie rodzin zostanie wstrzymana. Dokument jednak nie określa w sposób jasny wszystkich warunków i nie zatrzyma procesów karnych nielegalnych imigrantów. Wprawdzie administracja Trumpa podjęła już działania zmierzające do jednoczenia rodzin, jednak wciąż tysiące dzieci znajduje się z dala od swoich rodziców. Według doniesień możemy zaryzykować stwierdzenie, że proces ten może przebiegać w chaotyczny sposób.
Z innych wiadomości: Trump nie przestaje nadużywać swojej ulubionej broni - ceł. Kilka godzin po tym, jak Europa wprowadziła cła na niektóre amerykańskie produkty w akcie zemsty za ograniczenia handlowe nałożone przez USA na europejską stal oraz aluminium, Trump zagroził kolejnym 20-procentowym cłem na samochody producentów z Europy.
Ponadto Michael Cohen, były osobisty prawnik Donalda Trumpa, wyraził chęć współpracy z organami dochodzeniowymi. Jest gotowy przekazać potrzebne informacje o prezydencie.