Transport to jedna z najszybciej rozwijających się branż na świecie, szczególnie gdy pandemia wywołana COVID-19 przyśpieszyła pewne procesy rozwojowe w tym zakresie. Niewielka firma ze słowackim rodowodem wychodzi jej naprzeciw i tworzy prototyp, który rozwiązuje dylemat: jechać samochodem, czy lecieć samolotem. Mowa jest tutaj o pojeździe o trywialnej nazwie: AirCar.
Hybrydowy samochód-samolot AirCar jest wyposażony w silnik BMW i zasilany jest zwykłym paliwem za pomocą pompy benzynowej. Jego główny konstruktor, prof. Stefan Klein, oświadczył, że nowy pojazd może przelecieć około 1000 km na wysokości 8200 stóp, ale jak dotąd może pochwalić się 40 godzinami spędzonymi w powietrzu. Przeistoczenie AirCara zajmuje zaledwie 2 minuty i 15 sekund, więc jest to rozwiązanie również dla niecierpliwych. Najważniejszy element nośny, czyli wąskie skrzydła, składają się wzdłuż boków samochodu. Testerem pojazdu został nie kto inny, jak Klein, który od razu po lądowaniu spotkał się z ogromnym zainteresowaniem mediów i opisał swoją podróż jako z jednej strony zupełnie zwyczajną, ale i bardzo przyjemną. W powietrzu pojazd osiągnął prędkość przelotową 170 km/h, co nie jest wynikiem oszałamiającym. AirCar potrafi przetransportować 2 osoby, przy założeniu że limit wagowy wynosi 200 kilogramów. Z drugiej strony technologia stosowana w nowym wynalazku jest wymagająca - w przeciwieństwie do taksówek w formie dronów potrzebuje ona pasa startowego i sporo miejsca, by wzbić się w powietrze.
Rodzący się rynek latających samochodów wiąże się z dużymi oczekiwaniami społecznymi, które od dawna są widoczne w kulturze popularnej jako pomysł wizjonerski, a jednocześnie wyznaczający nową erę rozwoju technologicznego społeczeństwa. W 2019 roku firma konsultingowa Morgan Stanley (MS) przewidywała, że do 2040 roku sektor może być wart 1,5 biliona USD. Na wtorkowym evencie promocyjnym dyrektor generalny Hyundai Motors Europe Michael Cole nazwał koncepcję latających aut "częścią naszej przyszłości". W jego opinii pomoże ona realnie odciążyć już mocno eksploatowaną infrastrukturę drogową. Firma stojąca za AirCar, Klein Vision, twierdzi, że opracowanie prototypu zajęło jej około dwóch lat i kosztowało "mniej niż 2 mln euro". Anton Zając, doradca i współtwórca Klein Vision, powiedział, że gdyby firma mogła zgarnąć choćby niewielki procent globalnej sprzedaży linii lotniczych lub taksówek, już odniosłaby ogromny sukces. Według Zająca w samym Stanach Zjednoczonych zamówień jest na około 40 000 samolotów. Firma chciałaby liczyć na 5% z tej liczby, ale ciężko oszacować, czy rynek potraktuje tą wizjonerską nowinkę jako coś praktycznego.
Dr Stephen Wright, starszy pracownik naukowy w dziedzinie awioniki i samolotów na Uniwersytecie Zachodniej Anglii opisał AirCar jako "ukochane dziecko Bugatti Veyron i Cesna 172". Nie sądzi również, że nowy pojazd będzie szczególnie głośny lub nieekonomiczny pod względem kosztów paliwa w porównaniu z innymi samolotami. Dzieło Kleina wygląda fenomenalnie, jednak badaczy interesuje kwestia certyfikacji - jak długo potrwa, i czy w ogóle będzie możliwa, by produkt mógł być używany na masową skalę. Kolejne wątpliwości tyczą się kwestii bezpieczeństwa. Na drogach giną tysiące ludzi, w przestrzeń powietrzą wylatuje coraz więcej bezzałogowych statków powietrznych, a AirCar łączy w pewnym sensie zagrożenia wynikające z obu rozwiązań. Pozostaje życzyć innowatorom powodzenia i śledzić dalsze losy projektu, w szczególności jego komercjalizację.